Gdy w 2007 roku brytyjska stacja radiowa BBC 3 w ramach dorocznego styczniowego weekendu kompozytorskiego postanowiła uczcić twórczość Sofiji Gubajduliny, nikt nie mógł przewidzieć, że prawie wszystkie recenzje po weekendowych koncertach będą negatywne.

Reklamowano muzykę Gubajduliny jako „mistyczną i kontemplacyjną”, a skończyło się na stwierdzeniach, że muzyka ta zbytnio „zalatuje kadzidłem”.

Nie pomogło twierdzenie, że ta córka Tatara i Rosjanki polskiego pochodzenia żydowskiego, wnuczka muzułmańskiego mułły, jest najważniejszym rosyjskim kompozytorem od czasów Szostakowicza. Nadmierna w ocenie Brytyjczyków religijność samej Sofiji i epatowanie religijnymi kontekstami w jej muzyce, rozmijały się z oczekiwaniami chłodnych Anglików.

Wszystko to było o tyle dziwne, że za te same cechy wychwalano pod niebiosa Johna Tavenera. Przez chwilę pomyślałem nawet, że może przyczyna odrzucenia twórczości Gubajduliny tkwi w jej płci, ale szybko odrzuciłem tę obraźliwą jednak dla Anglików tezę.

Długo zastanawiałem się nad tym, dlaczego nawet ja z łatwością mogę znaleźć w Nekronecie wywiady z Sofiją i zrozumieć jej podejście do związku religii i muzyki, a wybitnym jakby nie było recenzentom renomowanych brytyjskich gazet, nie chciało się wykonać tego wysiłku. No cóż, ich problem!

O Gubajdulinie zrobiło się w muzycznym świecie głośno po tym, jak Gidon Kremer wykonał w wielu salach koncertowych Europy i Ameryki jej koncert skrzypcowy „Offertorium”.

Nazwa koncertu rzeczywiście odnosi się bezpośrednio do części mszy, w której celebrant ofiarowuje chleb i wino, ale Gubajdulina od samego początku podkreślała, że wydźwięk koncertu jest dużo szerszy niż wyłącznie religijny i ogólnie dotyczy ofiarowywania lub poświęcania. W życiu i bogów i zwyczajnych ludzi, w procesach tworzenia przez nich dnia codziennego i świątecznych dzieł sztuki, w ofierze składanej Naturze i od niej przyjmowanej…

Religia była silną inspiracją dla Gubajduliny, ale o ile sobie przypominam, nikt tego nie wytykał ani Bachowi, ani Händlowi, ani Vivaldiemu czy też Schützowi. Ich prawo niczym się nie różniło od jej praw…

Tak naprawdę to trudno byłoby jednoznacznie określić religijne poglądy Sofiji, a już na pewno trudno byłoby je zinstytucjonalizować przypisaniem do jednej jedynej religii.

Wychowana w Kazaniu będącym wielokulturowym tyglem sama o sobie powiedziała kiedyś, że jest „miejscem, gdzie Wschód spotyka Zachód”, a jej główną dewizą życiową jest stałe dążenie do duchowej odnowy poprzez pojednanie świata materialnego z metafizycznym.

Tę dążność do osiągnięcia jedności Stwórcy i jego ludzkiego dzieła Gubajdulina próbuje osiągnąć poprzez muzykę, którą uważa za sposób na rozmowę z Bogiem, uznając każde skomponowane dzieło za dowód na nawiązanie z nim kontaktu. Naprawdę dziwię się, że komukolwiek może to przeszkadzać?

Może jeśli muzyka jest nieatrakcyjna to nawet i sam Bóg się czasami skrzywi, ale po wielokrotnym wysłuchaniu „Offertorium” nie sądzę, aby Sofija sobie na to zasłużyła…

INSPIRACJA WPISU: