Już przy śniadaniu przysiadł się do mnie Hector i zaraz po przywitaniu spytał wprost:

–  Widział Mistrz tę wczorajszą pielgrzymkę waltorni?

–  Widziałem Hektorze, ale wydaje mi się, że to mocno dęty problem…

Uśmiechnął się i nie czekając na przyzwolenie, przysiadł się do stolika.

–  A pamięta Mistrz, jak dżentelmeńsko zachował się w związku z tym finałem Niccolo Paganini. Kupił sobie nowiuteńką altówkę od Stradivariego i zauroczony moim „Sabatem” poprosił o równie demoniczny utwór z diaboliczną partią altówki…

–  No pewnie, że pamiętam. Chciał podtrzymać swój wizerunek…

–  No tak, tylko że ja poznałem wtedy Harriet Smithson i zupełnie co innego śpiewało mi w mojej zakochanej artystycznej duszy. No i napisałem „Harolda w Italii”…

–  Piękne dzieło, ale nie wirtuozerskie, nie dla Paganiniego…

–  Tak, to nie była wymarzona partia dla Niccola, ale… mimo tego… zapłacił, i to całkiem nieźle…

–  Nie miałbyś ochoty odwiedzić go jutro…?

–  Czemu nie, nawet z chęcią i… bez lęku…

To 35. odcinek opowieści o mieszkańcach Domu Nieśmiertelnego Muzyka, która z czasem przekształci się w cykl „1000 utworów muzyki klasycznej, których warto posłuchać chociaż raz w życiu.

Jeśli lubisz ten blog i zależy Ci na jego kontynuacji, możesz wspomóc autora „Kroniki Ludwika” jednorazową lub cykliczną darowizną za pośrednictwem projektu Patronite albo z wykorzystaniem systemu PayPal.

INSPIRACJA WPISU: