To naprawdę była dobra przyjaźń. Rywalizowaliśmy o względy słuchaczy, czasami podkradaliśmy sobie uczniów, zgodnie fascynowaliśmy się muzyką Mozarta, ale o Haydna kłóciliśmy się do upadłego. Zawsze jednak darzyliśmy się przyjaźnią i ogromnym szacunkiem.

Jak wielkim niech świadczy fakt, że Johann nigdy nie skomponował symfonii, publicznie twierdząc, że to z szacunku dla mnie i z przekonania, że nie umiałby zrobić tego lepiej niż ja. Dokuczałem mu wprawdzie, że pewnie to tylko przykrywka dla jego symfonicznej indolencji, ale mile mnie to połechtało…

Hummel już od dziecka jawił się jako niezwykły talent. W wieku 8 lat zachwycił sobą Mozarta, który przyjął go do własnego domu i bezpłatnie utrzymywał i szkolił przez pełne dwa lata, pozwalając mu nawet na debiut na jednym ze swoich koncertów. Hummel niejedno słyszał o relacjach Wolfganga z ojcem, ale rzadko kiedy wypowiadał się na ten temat. Jeśli już to zawsze stawał po stronie Wolfganga…

Troszkę zazdrościłem Johannowi znakomitych relacji z Haydnem, który nawet specjalnie dla niego skomponował jedną z sonat, a jeszcze przed swoją śmiercią właśnie Hummela wskazał na swojego następcę jako Konzertmeistra na dworze Księcia Esterházy’ego w Eisenstadt.

Hummel pomimo tego, że był genialnym wirtuozem fortepianu, na pierwszy koncert w roli Konzertmeistra skomponował nie utwór fortepianowy, ale koncert na trąbkę i dedykował go znakomitemu trębaczowi Antonowi Weidingerowi. To był wielce wymowny wspaniały gest uznania dla poprzednika, bo wcześniej identycznie postąpił również Haydn. Nawet trębacz był ten sam…

Koncert ten do dziś pozostaje wspaniałą wizytówką sztuki Hummela…

Po raz pierwszy spotkałem się z Johannem Nepomukiem zaraz po przybyciu do Wiednia, na jednej z pierwszych lekcji u Haydna albo może u Albrechtsbergera, do którego też obaj uczęszczaliśmy na nauki. Dopiero tu w DNM-ie Johann powiedział mi, że moje przybycie do Wiednia zniszczyło całą jego dotychczasową pewność siebie.

Wielokrotnie odwiedzał mnie później wraz ze swoją żoną Elisabeth, a na jednym z takich spotkań, podczas którego improwizował w obecności Schuberta, tak zaimponował Franzowi, że ten napisał dla Hummela trzy swoje ostatnie sonaty fortepianowe. Dziś po tej dedykacji nie ma śladu, bo gdy obaj panowie zmarli to wydawca sonat bezprawnie zmienił ją na Roberta Schumanna, który stawał się wtedy coraz słynniejszy i dawał większą gwarancję sprzedaży sonat.

Wielce żałuję, że zarówno Hummel, jak i jego muzyka tak bardzo zostali zapomniani wraz z rozkwitem epoki romantyzmu. Jego zrównoważony kompozycyjny klasycyzm został wyparty emocjonalną muzyczną brawurą. Hummel został przyćmiony przez Mozarta, przez moją muzykę, przez Chopina, Schumanna, Liszta. Franz to nawet chciał być kiedyś uczniem Johanna, ale ojciec Liszta nie zgodził się na zbyt wysoką jego zdaniem kwotę opłaty za naukę.

O pieniądze Johann dbał jak mało kto w tamtych czasach. Jako pierwszy znany muzyk wyraźnie domagał się respektowania praw autorskich. Zadbał również o innych, przyczyniając się do stworzenia jednego z pierwszych w dziejach funduszu emerytalnego muzyków.

Nie wiem, jak popularna w przyszłości będzie muzyka Hummla, ale my tu w DNM-ie tej jego działalności na rzecz kompozytorów i muzyków nigdy nie zapomnimy…

A ja prywatnie nigdy Johannowi nie zapomnę tego, że gdy usłyszał o tym, że jestem umierający, to przerwał swoją trasę koncertową, wrócił do Wiednia, a potem zorganizował piękny koncert wspominkowy, podczas którego improwizował na tematy z moich najlepszych dzieł.

To naprawdę była dobra przyjaźń…

INSPIRACJA WPISU: