Tego się zupełnie nie spodziewałem. Zatęskniłem za muzyką dawną. W piątek szukając utworów współczesnych odrzucałem jeden po drugim nie mogąc znaleźć w roku 1955 kolejnego po symfonii Hovhanessa dzieła, które uznałbym za konieczne do uwzględnienia w swojej kronice.

Wiedziałem, że dzisiejszy wpis będzie o Thomasie Tallisie i nie mogłem się doczekać kiedy znów posłucham jego cudnych lamentacji… Nie, żebym był na etapie lamentu nad czymkolwiek, ale potrzebowałem po prostu tej czystej polifonicznej harmonii ludzkich głosów, jakbym szukał oczyszczenia po kilku nietrafionych piątkowych współczesnych eksperymentach.

Od dłuższego czasu mam już wybrane wykonania Lamentacji Jeremiasza, które mają stanowić muzyczną ilustrację dzisiejszego wpisu i właściwie mógłbym ten wpis zamknąć i zakończyć, a jednak bardzo chciałem posłuchać Tallisa jeszcze raz i to w kilku wykonaniach.

Gdy kiedyś oglądałem obraz Rembrandta pokazujący Jeremiasza opłakującego zburzenie Jerozolimy, to sama namalowana postać tego żydowskiego mędrca nie poruszyła mnie tak bardzo, jak muzyka Tallisa mówiąca o tym samym zdarzeniu.

Pewnie jest tak, że dla wielu osób to właśnie emocje przeniesione oczyma stanowią znacznie ważniejszy bodziec przeżyć niż doznania dostarczone mózgowi i duszy przez uszy. Nigdy nie wartościowałem tych różnych doznań i nie stanowi to dla mnie ani problemu, ani kwestii o jakiejkolwiek wadze. To nie powinno być moją sprawą…

Tallis w swojej wędrówce po ścieżkach muzycznej kariery trafił w końcu do katedry Canterbury, gdzie komponował i występował dla Henryka VIII, Edwarda VI, Marii I i Elżbiety I. Był powszechnie ceniony i szanowany dzięki niezwykłej łatwości dostosowywania stylu swoich kompozycji do różnych wymagań kolejnych władców.

Tallis okazał się muzycznym pragmatykiem. Przyszło mu żyć i tworzyć za panowania czworga królów i królowych. Zmieniający się monarchowie jednym podpisem zmieniali wiarę całego narodu z katolickiej na protestancką i odwrotnie. Zwłaszcza na dworze i w jego okolicach niezbyt szybka orientacja o aktualnym kierunku zmian mogła być niebezpieczna dla tych, którzy pozostali po nieodpowiedniej stronie. Tallis radził sobie w tym tyglu znakomicie.

Kościołowi katolickiemu zapewnił polifoniczną muzykę do łacińskich tekstów, a dla nowego Kościoła anglikańskiego tworzył muzykę akordami wspartymi słowami pieśni w języku angielskim.

Nie oznaczało to jednak, że Tallis był chwiejną religijną chorągiewką. Urodzony jako katolik dostosował się do potrzeb protestanckiej wiary, ale w dyskretnej obronie swoich religijnych przekonań miał w ręce oczywisty oręż, sposobu wykorzystania którego nikt się nie spodziewał…

Długo myślał, w jaki sposób dać wyraz swoim obawom i w jaki sposób, bez narażania siebie i swojej pozycji na królewskim dworze, opowiedzieć o prześladowaniach katolików w protestanckiej Anglii. Podpowiedź znalazł w Biblii, a dokładniej rzecz biorąc w proroctwie Jeremiasza.

Słowa wypowiedziane przez proroka „Jeruzalem, Jeruzalem, powróć do Pana, Boga twego” i umieszczone w lamentacjach mogły kosztować Tallisa nawet i życie. Mogłyby, gdyby ktoś je w takim kontekście zauważył, lub gdyby sam Tallis odkrył ich prawdziwe przesłanie wcześniej niż dopiero tutaj w DNM-ie…

Nie zamierzam negatywnie oceniać tego, że Tallis dopiero tu i mi zdecydował się powiedzieć, że lamentacje Jeremiasza to dla niego wyraz tęsknoty za powrotem katolickiej wiary do protestanckiej Anglii. Żeby pełniej to zrozumieć, trzeba byłoby zobaczyć Tallisa, jak rozgląda się wokoło siebie z wyraźnym lękiem w oczach, zanim odkrył tę ukrywaną przez stulecia tajemnicę.

INSPIRACJA WPISU: