Zauroczony Bernsteinowym „West Side Story” przez cały weekend porównywałem różne wykonania tego błyskotliwego musicalu. W ostatecznym rachunku nic się nie zmieniło. Pozostałem przy wyborze wersji z Kiri Te Kanawą i Jose Carrerasem i to pomimo tego, że Carreras strasznie mnie czasami wkurzał…

Postanowiłem, że dzisiaj podczas porannego spaceru spróbuję posłuchać innych utworów Bernsteina, ale nie dałem rady dokończyć ani „Candide’a”, ani „Tahiti in Trouble”, ani „Fancy Free”… Może to dla mnie jeszcze nie ten czas, a może to dokuczliwe poczucie zbytniego hałasu w tej muzyce wcale mi nie minie…

Co parę sekund słyszałem w słuchawkach coś, co brzmiało jak: „mistrzu, mistrzu” i zdziwiony cyklicznością ujęcia tego słowa w kompozycjach Bernsteina wyjąłem na chwilkę swój aparat słuchowy z ucha i dopiero podczas wyjmowania Phonaka zobaczyłem idącego za mną Thomasa Tallisa:

– Mistrzu, mistrzu mój drogi, czy wiesz co znalazłem w Nekronecie. Mój motet „Spem in alium” znalazł się na szczycie współczesnej brytyjskiej listy przebojów muzyki klasycznej. Jestem taki szczęśliwy…

Znam ten motet doskonale, słuchałem go wielokrotnie i bardzo lubię to uczucie otaczania przez muzykę, jakie wyzwala ta genialna kompozycja. Tallis osiągnął ten efekt, rozpisując tekst na 40 głosów. Skomponował utwór na 8 chórów, z których każdy składa się z sopranu, altu, tenora, barytonu i basu i połączył te chóry tak perfekcyjnie, że wspólnie stworzyły muzykę, o której w jednej z brytyjskich gazet (The Observer) napisano, że słuchając jej „jest się tak blisko istoty boskiej, jak tylko jest to możliwe w sali koncertowej”…

Tę bliskość Tallis uzyskał nie tylko muzyką, ale i wskazanym rozmieszczeniem chórów, które nakazał ustawiać wokół słuchaczy w kształcie podkowy. To sprawia, że śpiew staje się wszechogarniający…

Tallis mówił cały czas, ale ja już śpiewałem sobie ten motet, przywołując go z pamięci. Dotarło do mnie jednak słowo, którego sam przed chwilą użyłem:

– Czy mógłbyś powtórzyć Thomasie to, co powiedziałeś przed chwilą?

– Zasługą popularności mojego motetu jest podobno nowo wydana książka o tytule „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, w której wspomniano o mojej muzyce jako o muzyce wszechogarniającej…

– Co to za książka i kto jest jej autorem?

– Dokładnie nie wiem, ale prawdopodobnie jest to jakaś książka kucharska, bo piszą w niej o pieprzeniu w rytm mojej muzyki…

INSPIRACJA WPISU: