Siedzieliśmy z Jeanem w bibliotece do późnych godzin wieczornych. Nie zorientowaliśmy się nawet, że minęła pora kolacji. Co prawda co chwilę podchodził do nas jakiś mężczyzna z mocno zniszczoną twarzą i bez lewego oka, ale żaden z nas nie zwrócił na niego szczególnej uwagi. Dopiero gdy do biblioteki wkroczył Bernstein, oddając wypożyczony egzemplarz „Uczty” Platona, usłyszeliśmy jego rozmowę z pełniącym w bibliotece dyżur jednookim mężczyzną wyglądającym na Greka.
– Nie zamykasz, za chwilę kończą wydawanie posiłków – usłyszeliśmy zachrypnięty głos Lenny’ego…
Wyglądający na Greka skinieniem głowy wskazał na nasz stolik:
– Siedzą już tak od kilku godzin, ale ja nie mam odwagi przeszkodzić Beethovenowi. To mój Mistrz, wychowywałem się na jego muzyce…
Lenny kiwnął głową ze zrozumieniem:
– Ja to załatwię… – szepnął
Mój Phonak wychwytuje nawet takie szepty. Wstałem od stolika, rozumiejąc sytuację, a zaraz za mną podniósł się Sibelius. Podeszliśmy do Lenny’ego i do nieznanego nam bibliotekarza z dyżuru.
– Przepraszam, nie zdawaliśmy sobie sprawy, że nadeszła już pora posiłku – powiedziałem, wyciągając jednocześnie dłoń do Lenny’ego.
– Mistrzu, pozwól, że przedstawię wam Iannisa Xenakisa – powiedział Bernstein, wskazując na jednookiego.
– To bardzo miły, wykształcony i inteligentny kompozytor. Jest u nas od niedawna, ale od jego muzyki wielu mieszkańców DNM-u dostało już niestrawności – roześmiał się Lenny, bacznie jednak obserwując reakcję Xenakisa.
– No to jak, najpierw kolacja, czy może jakiś utworek Iannisa na szybsze trawienie?
– Dziwne rzeczy mówisz Leonardzie. Przecież przed chwilką słyszałem, że nasz nowy znajomy wychowywał się na mojej muzyce. Czy to prawda? – zwróciłem się bezpośrednio do Xenakisa.
– Tak, i jeszcze na Brahmsie…
Uśmiech zniknął z mojego oblicza, ale szybko opanowałem zazdrość.
– Tak mnie zaintrygowałeś, że może jednak poprosimy o jakiś krótki twój utwór jeszcze przed posiłkiem.
Xenakis podszedł do bibliotecznego komputera, zalogował się do Spotify, wybrał utwór i powiedział:
– To „Metastaseis”, mój pierwszy utwór, który został zauważony, to znaczy chciałem powiedzieć: usłyszany…
Czegoś takiego nigdy jeszcze nie słyszałem… Na szczęście utwór był króciutki…
Spojrzałem na Sibeliusa, a on… był zachwycony!
Xenakis chciał włączyć jeszcze jakiś swój utwór, ale zdecydowanie mu to uniemożliwiłem, sugestywnie trzymając się za brzuch:
– Baaardzo jestem głodny…
Lenny nas pożegnał, a Jean, ja i Xenakis ruszyliśmy w stronę stołówki. Pierwszy odezwał się zaniepokojony moją reakcją Iannis:
– Nigdy nie zapomnę Mistrzu twojej „Pastoralnej”, w której, jak mi się zdaje, opisywałeś widzianą własnymi oczyma naturę; w twojej „Tapioli”, panie Jeanie, słychać przerażenie naturą, które postanowiłeś opisać muzyką. Ja przeżyłem coś podobnego… Marzyłem jednak nie tyle o tym, aby opisać muzyką naturę, ile by samą muzykę uznać za bezpośredni obraz natury…
– Studiowałem muzykę w Atenach, ale moją naukę przerwała wojna grecko-włoska, co po włączeniu się w nią Niemiec doprowadziło w końcu do okupacji Grecji przez państwa Osi. Po ofensywie aliantów i odejściu sił Osi Churchill nakazał wojskom brytyjskim wkroczyć do Grecji celem przywrócenia monarchii. Walczyłem przeciwko brytyjskim czołgom – Iannis dotknął oszpeconego policzka, gwałtownie potrząsnął głową, jakby chciał odpędzić koszmary i po chwili kontynuował:
– Byłem ciężko ranny, ale przeżyłem… Dostałem wyrok śmierci, ale uciekłem… W mojej pamięci na całe życie pozostały jednak dźwięki, wojenne dźwięki, śmiertelne dźwięki, zmasowane i nieustające… Słyszę je do dziś… To mój obraz natury do opisania…
– Kiedyś, zupełnie mnie nieznający krytyk napisał, że stworzyłem „gatunek muzyki odczulonej”. Zapytano mnie wręcz, czy komponuję bez sentymentów, bez uczuć, z matematyczną bezdusznością, z komputerową zimną precyzją, a ja po długim namyśle, bo nie miałem zbytniej ochoty na tak osobiste wynurzenia, odpowiedziałem:
„Tak, jeśli ma się na myśli ten tradycyjny sentymentalny wylew smutku, wesołości lub radości. W mojej muzyce jest natomiast cała agonia mojej młodości, mojego oporu, mojej walki i całkiem niesentymentalne wspomnienie paraliżujących dźwięków podczas zimnych nocy grudnia ’44 w Atenach”.
Xenakis zamilkł, spojrzał na nas, przetarł jedyne widzące oko, a po chwili dodał:
„Z tego narodziła się moja koncepcja masowania zdarzeń dźwiękowych”.
Nawet nie zauważyliśmy, kiedy stanęliśmy pod samymi drzwiami stołówki. Przepuściłem przed sobą Iannisa, a gdy się trochę oddalił, szepnąłem do Sibeliusa:
– Koniecznie musimy do jego muzyki jeszcze wrócić…
– Pamiętając żart Lenny’ego, to może następnym razem spróbujmy po posiłku… A usłyszałeś Mistrzu w tym króciutkim utworze to, na co ja zwróciłem uwagę – każdy z kilkudziesięciu instrumentów gra własną niezależną partię, które razem wzięte tworzą taki natłok dźwięków, jaki Iannis mógł słyszeć podczas tych pamiętnych ateńskich nocy…
– Ciekawe, naprawdę ciekawe…
– Podobno w jednym z utworów na fortepian i orkiestrę użył dziesięciu oddzielnych pięciolinii dla każdego palca…
– Świat naprawdę poszedł naprzód…
INSPIRACJA WPISU:
