Wczorajsze spotkanie przybrało zgoła nieoczekiwany obrót.

Wolfgang dopadł Mahlera i podpuszczał go, niemiłosiernie fałszując jedną z jego pieśni. Gdy jednak zauważył skwaszoną minę Gustava natychmiast i z wrodzoną łatwością czarusia „kupił go sobie” jednym zdaniem, jednym komplementem…

— Uwielbiam twoje symfonie, Gustavie…

Nie czekając nawet na reakcję Austriaka, zaczął czyściutko i barwnie odśpiewywać lub nucić długie fragmenty kolejnych symfonii, precyzyjnie podając jednocześnie wykonawców.

— W „Piątej” u Bernsteina najbardziej lubię ten fragment… — powiedział i zaczął śpiewać…

— Uhm…

— Twoją „Szóstą” Tennstedt zagrał tak…

— Uhm…

— W „Drugiej” pod Mehtą zauroczyła mnie Christa Ludwig…

— Uhm…

— A w „Trzeciej” tak bardzo zachwycam się prowadzeniem Berlińczyków w Londynie w 1999. przez Abbado, że pomimo tego, że nie przepadam za nim, to chyba mu to w końcu powiem…

Nie odczekał nawet na kolejne „uhm” Gustava i ze śmiechem dopowiedział:

— A w „Pierwszej” bardzo polubiłem Fischera prowadzącego orkiestrę z Utah…, wiecie za co?

— Ja bym go nie wybrał — odezwał się w końcu Gustav.

— No właśnie, polubiłem go za poczucie humoru. Na okładce jego płyty zamieścili informację „Reference Recording”. Świetny dowcip.

Obaj zaczęli się głośno śmiać. Nie zwracali na mnie najmniejszej nawet uwagi. Wolfi dalej koncertował na całego, a Gustav stał obok niego oniemiały z zachwytu.

Symfonia po symfonii, wykonanie po wykonaniu. I to wszystko z pamięci, z bezgranicznej pamięci!!!

Nie będę ukrywał, że Amadeusz również i mi zaimponował. Słuchałem go z podziwem i jednocześnie wciąż się zastanawiałem, jak bardzo świat poszedł naprzód (chyba właśnie takiego określenia użył Stephen King w swojej genialnej „Mrocznej wieży” – żebym tylko nie zapomniał odebrać z biblioteki piątego jej tomu, bo przecież po to tutaj właściwie przyszedłem…).

Dziś o popularności kompozycji świadczą ilości odsłon, płyt, lajków (to ładne słowo pierwszy przywiózł do nas Lenny) i licytacji na Allegro…

Kiedyś zapis „Miserere” stanowił ekskluzywny prezent papieża dla króla, a mówi się, że jeszcze sto lat po skomponowaniu tego utworu przez Allegriego istniały na świecie poza Watykanem tylko trzy kopie tego cuda i trzeba było młodocianego kaplicowego hakera, aby ten stan mógł ulec zmianie. Brawo, Wolfi!!!

Świat rzeczywiście poszedł naprzód!

To 93. odcinek opowieści o mieszkańcach Domu Nieśmiertelnego Muzyka, która z czasem przekształci się w cykl „1000 utworów muzyki klasycznej, których warto posłuchać chociaż raz w życiu.

Jeśli lubisz ten blog i zależy Ci na jego kontynuacji, możesz wspomóc autora „Kroniki Ludwika” jednorazową lub cykliczną darowizną za pośrednictwem projektu Patronite albo z wykorzystaniem systemu PayPal.

INSPIRACJA WPISU: