Co mnie wczoraj podkusiło, żeby nazwać Francuzów „żabojadami”? Przecież ja wielu z nich lubię, a z Berliozem i Ravelem jestem wręcz zaprzyjaźniony.
To chyba przez tę rozmowę z Haydnem. Jak to on powiedział?:
— Francuskie śmieci…
Chyba żartował, bo przecież przez wiele lat mieszkał w Paryżu, a nawet skomponował tam kilka ze swoich ponad stu symfonii i nazwał je „Paryskimi”. Na pewno żartował! Albo coś go wkurzyło?
Nie będę się domyślał, lepiej po prostu zapytam go osobiście, o co mu wtedy chodziło…
Po wieczornym posiłku podszedłem do Josepha, chwilkę odczekałem, aż zakończy rozmowę z Karajanem i zaprosiłem go na wspólny wieczorny spacer.
— Wiesz co Mistrzu, rozmawiałem przed chwilką z Herbertem o jego niepokoju, że utracił chyba pierwszeństwo wśród wykonawców moich „Pór roku”. Podobno ukazało się nowe wspaniałe wykonanie pod McCreeshem i z jakimiś Polakami w rolach głównych. Jeszcze nie słuchałem, ale Herbert już słyszał i powiedział mi, że spośród angielskojęzycznych wykonań to właśnie to jest według niego najlepsze.
— On jednak zapewne wykonywał wersję niemiecką? Spryciarz, ładnie to sformułował… Swoją drogą, czemu tworzyłeś od razu dwie wersje?
— Muzyka jest jedna… Gottfried van Swieten — mój przyjaciel i autor libretta zarówno do „Pór roku”, jak i do „Stworzenia świata” uznał, że po moim udanym pobycie w Londynie będzie to dobry ruch marketingowy… Śmiałem się zresztą, że starał się zaspokoić gusta najważniejszych rynków Europy, bo i o Francuzach nie zapomniał, narzucając mi zorkiestrowanie rechotu żab…
Joseph zaczął śmiać się tak rechotliwie, że aż dostał czkawki… Gdy wreszcie się uspokoił, powiedział:
— Byłem na niego tak wściekły, że o mało co nie zerwałem z nim współpracy, ale jednak rozsądek zwyciężył. To był w tamtych czasach najpotężniejszy europejski menedżer…
— Czy to ten, który zlecił Mozartowi reorkiestrację Handlowego „Mesjasza”?
— Tak, to on. Sam więc Mistrzu rozumiesz, że posłusznie zakumkałem. Zresztą miałem w tamtym czasie znakomity humor i jakoś przełknąłem tę francuską żabę…
— Jak to? Przecież to jest czas, gdy dopiero co zmarła twoja żona…
— No właśnie, no właśnie… Wróciło do mnie życie, wróciła chęć tworzenia, a muzyczna wena okryła moją samotną starość ciepłym, miękkim jedwabnym kocykiem…
— To tylko potwierdza, że kobiety są dla nas mężczyzn niezwykłą inspiracją, choć niektóre dopiero po śmierci…
INSPIRACJA WPISU:




