Jak tak dalej pójdzie, to nabawię się wagnerowskiej nerwicy. Wiele dni temu obiecałem Richardowi, że przesłucham cały „Pierścień Nibelunga”. Nawet mi zasugerował konkretne wykonanie pod Soltim, ale… jak znaleźć kilkanaście godzin tylko dla Wagnera?

Trochę mi głupio, że nie dotrzymałem obietnicy i, speszony, aż odwracam wzrok, gdy widzę to jego wyczekujące spojrzenie. Jak na złość ciągle na niego wpadam… I w bibliotece (niesamowite, wypożyczył „mojego” „Jana Krzysztofa” Rollanda), i w stołówce i na spacerze i w sali odsłuchu wciąż widzę te jego pytające oczy.

Doszło do tego, że wychodząc z pokoju, rozglądam się z niepokojem, czy zaraz nie przycwałuje, jak jakaś wojownicza Walkiria…

A wszystko zaczęło się od niewinnego zdania:

— Tysięczny raz słuchałem twoich uwertur, preludiów i interludiów, znalazłem nowe wykonanie…

Naburmuszył się, zanim zdążyłem dokończyć…

— A więc ty, Mistrzu, też…? Tylko uwertury…

Nie zrozumiałem, o co mu chodzi… i kontynuowałem:

— Gdy słucham twojej uwertury do „Rienziego”, to już od pierwszych taktów wiem, że obcuję z boskością…

Spojrzał na mnie z ukosa, zaciekawiony i połechtany…

— Gdy słucham fragmentów z „Tristana i Izoldy” to płaczę i wiem, że właśnie tobie i tej cudnej muzyce oddałbym swoją ostatnią łzę…

Uśmiechnął się…

— Gdy słucham „Cwałowania Walkirii” to mam wrażenie, jakbym z boskiego rydwanu dowodził zastępami archaniołów…

Rozpromienił się słonecznie, a po chwili powiedział przyjaznym tonem:

— Chodź Mistrzu na spacer, opowiem ci całą historię Nibelungów…

O Boże, co ja zrobiłem, przecież właśnie tego chciałem uniknąć!

To 142. odcinek opowieści o mieszkańcach Domu Nieśmiertelnego Muzyka, która z czasem przekształci się w cykl „1000 utworów muzyki klasycznej, których warto posłuchać chociaż raz w życiu.

Jeśli lubisz ten blog i zależy Ci na jego kontynuacji, możesz wspomóc autora „Kroniki Ludwika” jednorazową lub cykliczną darowizną za pośrednictwem projektu Patronite albo z wykorzystaniem systemu PayPal.

INSPIRACJA WPISU: