Pierwszy do pokoju Rubinsteina wszedł Lenny. Znali się dobrze, wspólnie koncertowali i lubili się — nic więc dziwnego, że wyściskali się serdecznie, a dopiero po chwili Artur zwrócił uwagę na mnie i na towarzyszącego nam Bouleza.
— Rozmawialiśmy ostatnio o Zimermanie i Ludwig bardzo chciałby usłyszeć od ciebie coś więcej na jego temat — zagaił rozmowę Leonard.
— Zaraz po wygraniu przez Krystiana Konkursu Chopinowskiego zaprosiłem go do siebie do Paryża i przez cały tydzień rozmawialiśmy o muzyce i o życiu. To wspaniały muzyk i dobry, bezkompromisowy człowiek. Mimo ogromnej różnicy wieku zaprzyjaźniliśmy się…
— Czy to prawda, że podarowałeś mu rysunek Jeana Cocteau ze swoją podobizną?
— Tak, choć w pierwszej chwili myślałem, że to chusteczka do nosa…
— Podobno rysunek ten wciąż wisi u Krystiana na honorowym miejscu w jego pracowni…
— Gdy tuż przed swoją śmiercią zapraszałem go do siebie poprosił mnie, abyśmy ograniczyli się tym razem do rozmowy telefonicznej, bo był przeziębiony i nie chciał mnie narażać. Czułem jego troskę i sympatię i odwzajemniałem to, tak jak umiałem.
— Czy wiesz Arturze, że w dzień twojej śmierci, jakby za zrządzeniem losu, Krystian wykonywał podczas recitalu Sonatę b-moll Chopina…
— Dość tych smutków, panowie… Powiedz mi lepiej Lenny, czy pamiętasz, jak w 1957 w Tel Awiwie premier Izraela pomylił nasze imiona, dziękując za występ Leonardowi Rubinsteinowi i Arturowi Bernsteinowi — Artur o mało się nie zakrztusił ze śmiechu…
— Pamiętam, prawie spadłem z dyrygenckiego podestu…
— Nie wiem, czy pamiętasz to Arturze, ale dla mnie jedną z najmilszych chwil w życiu było prowadzenie w 1978 roku pierwszej gali Kennedy Honours, podczas której uhonorowano pięć wybitnych osób, a jedną z nich, dla mnie najważniejszą, byłeś ty…
— Pamiętam, pamiętam również i to, że dwa lata później ty sam zostałeś tą nagrodą uhonorowany…
Obaj z Boulezem patrzyliśmy jak zauroczeni na te dwa milowe kamienie muzyki (rubinowy i bursztynowy) i ani przez chwilę nie czuliśmy potrzeby, ani też prawa, aby włączać się w ich rozmowę…
— Muszę ci Arturze powiedzieć, że musiałeś wywrzeć ogromny wpływ na Krystiana — gdy kilkadziesiąt lat później Konkurs Chopinowski wygrał jego rodak Rafał Blechacz, to Krystian zaprosił go do siebie do domu w Szwajcarii na cały tydzień, tak jak ty kiedyś zaprosiłeś jego!

