Tego się naprawdę nie spodziewałem…

Wymsknęło mi się dzisiaj niefortunne zdanie, że muzyka wczesnego renesansu trochę mnie nudzi. Siedzieliśmy w kilka osób na parkowej ławeczce, czekając na otwarcie stołówki. Dołączyłem się do towarzystwa, w którym byli Dufay, Busnois i des Prez. Co mnie podkusiło, żeby się odezwać…?

Wyraźnie przewodnikiem tej grupki był Dufay. Pozostali zwracali się do niego z zauważalnym szacunkiem, wręcz z estymą. Mnie jakby wcale nie zauważali. Chyba to mnie trochę poirytowało i w końcu nie wytrzymałem:

– Zachwycacie się tymi swoimi motetami, mszami i pieśniami i macie do tego pełne prawo, ale muszę wam szczerze powiedzieć, że ja nie potrafię ich zbytnio rozróżnić i przypisać do każdego z was…

Zapadła dość kłopotliwa cisza, aż wreszcie po chwili odezwał się Dufay:

– Powiedz, proszę Mistrzu, ile moich motetów słyszałeś i ile moich mszy…?

Zrobiło mi się głupio, bo uzmysłowiłem sobie, że zasypany setkami wykonań muzyki sobie współczesnej i nowszej, od dziesiątków lat nie wracałem do muzyki renesansu, a teraz się wymądrzam…

Owszem, kiedyś, dawno temu trochę posłuchałem motetów i mszy, ale żebym mógł z całą pewnością powiedzieć, czyje one były i kto je wykonywał to absolutnie nie. Naprawdę nie pamiętam.

– Panowie, wybaczcie, popełniłem straszną gafę i proszę o wyrozumiałość. Przecież wiem, że każda epoka ma swoje uwarunkowania i ocenianie lub porównywanie bez ich uwzględnienia mija się z celem. Wiem to, ale przez chwilę o tym zapomniałem.

– Tworzyliście swoją muzykę dla określonych odbiorców i w określonych realiach… Z tego, co pamiętam to ty, Guillaumie całe swoje dorosłe życie spędziłeś na dworach papieskich, kardynalskich i biskupich. Pośród kościelnych chórów musiałeś, a pewnie też i chciałeś tworzyć przede wszystkim oprawę dla mszalnej liturgii… Przy takim ograniczeniu to i tak podziwu godna jest twoja niezwykła inwencja w pisaniu pięknych melodii…

Guillaume uśmiechnął się i odpowiedział:

– Masz rację Mistrzu, nawet nie wiesz jak bardzo. Powiem to przekornie: gdybyś za moich czasów wykonał swoją „Missę Solemnis”, to zostałbyś wygnany z miasta, a sto lat później to może nawet i spalony na stosie. Nikt wtedy nie pokochałby twojej muzyki i nikt by jej nie zrozumiał…

Długo nie docierało to do mnie. Takiej puenty naszej rozmowy zupełnie się nie spodziewałem. Dopiero po dłuższej chwili wstałem z ławeczki, ukłoniłem się moim rozmówcom i powiedziałem:

– Bardzo was proszę o wskazanie mi kilku płyt z waszą muzyką i wrócimy do tej rozmowy na przykład za tydzień. Rzeczywiście tkwi we mnie jakieś uprzedzenie wynikające z niezauważenia konsekwencji upływu czasu i poddając się mu, zareagowałem bezsensownie…

– Nie ty jeden Mistrzu, nie ty jeden… Jeśli rzeczywiście chcesz posłuchać muzyki wczesnego renesansu, to zacznij od motetów Dufay’a — powiedział des Prez — Posłuchaj, proszę tych wcześniejszych izorytmicznych i tych stworzonych 20 lat później. W sumie Guillaume napisał ich ponad 80.

– Tak, to prawda. Mam nadzieję, że nie uznasz ich za nudnie podobne do siebie. W tych późniejszych słychać już wpływ moich częstych podróży do Włoch… i są one wyraźnie inne…

– Jako nieślubny syn księdza zostałem przygarnięty przez Kościół, wykształcony i zatrudniony. Moja muzyka była pochodną sytuacji, w jakiej się znalazłem… Ja jednak kochałem komponować wcale nie mniej niż wszyscy później, w tym i ty, Mistrzu…

Otworzono stołówkę i wszyscy ruszyliśmy w jej stronę. Po drodze zrównał się ze mną Busnois i powiedział:

– Guillaume już za życia został uznany za najwybitniejszego kompozytora XV wieku i to od niego w muzyce liczy się początek renesansu. On w naszych czasach był równy tobie. Doceń to, proszę…

INSPIRACJA WPISU: