Zawsze mnie zdumiewała łatwość, z jaką Karajan wydobywał ze swoich orkiestr dźwięk o potędze zdolnej góry przenosić i z jaką lekkością potrafił wrócić z dynamicznych wyżyn do nizinnej delikatności, łagodności i prostoty.

Zawsze mnie zachwycała źródlana czystość dźwięku jego orkiestr tak wielka, jakby tryskała z najgłębszych pokładów rezonującego wszechświata.

Zawsze mnie fascynowała kamienna twarz Karajana, której szczytem ekspresji były zaciśnięte do bólu wargi i oczy rzucające gromy, które w ułamku sekundy mogłyby pozbawić muzyków oddechu.

— Może to z tej obawy tak często powiększał skład instrumentów dętych, a zwłaszcza „blachy”…?!

Powiedziałem ten niewinny żart w obecności Brucknera, a on go nie zrozumiał… Zamroczony Karajanem wykonującym jego symfonię utracił zdolność zauważania kpiny i żartu. Uuu…, trzeba będzie uważać na przyszłość…

Tak naprawdę to ten żart wcale nie był jednak taki mądry. Próbowałem nim przykryć swoje wzruszenie i zachwyt… Nie wiem doprawdy po co…! A Karajan… owszem, powiększał skład „blachy”, ale głównie jednak po to, by uzyskać większą łagodność okazywanej mocy…

Właśnie skończyliśmy słuchać „Czwartej” Antona pod Karajanem i to na dodatek w zremasterowanej japońskiej wersji spod szyldu „Esoteric” i jeszcze do tej pory brzmią mi w uszach te boskie akordy. Tak się składa, że dobrze pamiętam pierwotne nagranie przed japońskim masteringiem i muszę przyznać, że coraz bardziej doceniam znaczenie klasy nagrania i coraz bardziej dokuczają mi techniczne niedostatki mojego Phonaka.

Rozmarzyłem się o sprzęcie, na którym mógłbym w pełni odczuć każdy zapisany w nagraniu dźwiękowy niuans i delektować się każdym przejawem geniuszu tych skośnookich inżynierów dźwięku.

Mam pełną świadomość, że ich płyty mają być dowodem wyjątkowej jakości ich wyjątkowego sprzętu do odtwarzania i pełnię swego kunsztu mogą okazać dopiero na sprzęcie, dla którego z założenia zostały dedykowane. O ekskluzywności tych płyt świadczyć może i to, że nie ma ich nawet dwustu, a ich nakłady wynoszą po kilkaset egzemplarzy i większość z nich uzyskała już status „białych kruków”, z cenami dochodzącymi do kilkuset dolarów amerykańskich.

Nawet na moim skromnym Phonaku czuć jednak ich niezwykłą jakość i, co ważniejsze, daje się namacalnie odczuć tęskną zapowiedź jeszcze większej dźwiękowej rozkoszy, do której osiągnięcia wystarczyłby tylko sprawniejszy sprzęt…

Dobrze mieć marzenia. Od dziś jedno z moich marzeń zamknięte będzie w słowach: ESOTERIC — SAMURAJOWIE DŹWIĘKU!

To 182. odcinek opowieści o mieszkańcach Domu Nieśmiertelnego Muzyka, która z czasem przekształci się w cykl „1000 utworów muzyki klasycznej, których warto posłuchać chociaż raz w życiu.

Jeśli lubisz ten blog i zależy Ci na jego kontynuacji, możesz wspomóc autora „Kroniki Ludwika” jednorazową lub cykliczną darowizną za pośrednictwem projektu Patronite albo z wykorzystaniem systemu PayPal.

INSPIRACJA WPISU: