Miałem się dzisiaj spotkać z Hildegardą ostatni raz podczas jej tegorocznej wizyty i umówiłem się z nią ponownie w bibliotece.

Muszę przyznać, że pomimo ich niewieściej fascynacji strojami i zapachami Hildegarda i Richardis bardzo wiele czasu poświęcały również studiowaniu mądrych ksiąg. Hildegarda postanowiła między innymi przypomnieć sobie swój moralitet „Ordo Virtutum”, do którego sama napisała zarówno tekst, jak i muzykę.

Jak na XII wiek to dzieło to jest zaiste zdumiewające. Hildegarda jako jedna z pierwszych odważyła się napisać muzykę nie na potrzeby kościoła lub dworu, ale stworzyła dzieło „dla ludzi”, oczywiście według niej inspirowane przez Boga…

W tym dramacie Cnoty ludzkie prowadzą duszę do wspólnoty wiernych i wyrywają ją ze szponów szatana, któremu Hildegarda — jako jedynej postaci w „Ordo Virtutum” – nie pozwoliła śpiewać, ale mową wyłącznie mówioną symbolicznie podkreślała jego oddzielenie od Boga.

Patrzyłem na nie, jak zmysłowo poruszają się pomiędzy regałami z książkami, a kończący swój biblioteczny dyżur Boyce krążył wokół nich, chłonąc ich obecność wszystkimi swoimi zmysłami…

Zbliżyłem się do nich, a mój Phonak dostroił się do szeptów dochodzących spomiędzy regałów:

— Pamiętasz ten swój zbiorek pieśni „The Origin of Fire”?

— Pewnie, że tak. Do dzisiaj w kościołach śpiewają z niego „Veni creator spiritus”!

— Rozejrzyj się wokół… Spójrz, ilu mężczyzn krąży wokół nas. Dzięki papieskiej zgodzie długie, odkryte, ukwiecone włosy, kilka ciuszków i kosmetyków udowodniły, że my kobiety możemy być źródłem tego „pochodzenia ognia” co najmniej tak samo skutecznie, jak sam Bóg…

— Nie bluźnij Richardis, nie bluźnij, to jednak zupełnie coś innego. Ten ogień wygasa dość szybko…

Spojrzałem na Williama i wiedziałem, że obaj poczuliśmy się jak chłopcy przyłapani na podglądaniu…

Chcąc ukryć zawstydzenie, a może nawet i zażenowanie, powiedziałem do Williama cichym głosem:

— To rzeczywiście bywa ogień, który potrafi oślepić… Myślałem, że mam problemy ze wzrokiem, bo ostatnio nie rozpoznałem matki-założycielki DNM-u, ale kształty ubrane w niezwykłe spodnie, dekolt, biżuterię, kolor szminki i powiew włosów widziałem jednak w najdrobniejszych szczegółach i na długo zapamiętam… Nie tak źle z tym moim wzrokiem!

Będę przypominał sobie ten widok przy każdej słuchanej płycie z nagraniami pięknej muzyki Hildegardy i chociażby dla przypomnienia sobie tego płomiennego widoku będę po tę muzykę dosyć często sięgał…

INSPIRACJA WPISU: