Ludwig van Beethoven zaprasza do Domu Nieśmiertelnego Muzyka... 1000 dzieł muzyki klasycznej, których warto posłuchać choć raz w życiu!

Georg Friedrich Händel (1685-1759) *Theodora – oratorium w trzech aktach HWV 68 (1750)* – 1000 dzieł muzyki klasycznej, których warto posłuchać choć raz w życiu odc.507

Wszystkiemu winien Watanabe…

Czemu jednak uległem z taką łatwością? I jeszcze wciągnąłem w to Händla!

A teraz co chwilę spoglądamy obaj na siebie z narastającą pewnością, że nie uda się nam zdążyć! To nie tak miało wyglądać!

Tajemnicą poliszynela w Domu Nieśmiertelnego Muzyka jest to, że Akeo pożyczał przyjaciołom sprzęt i płyty dosyłane od lat przez zapobiegliwego Seiji Ozawę. Ja byłem nie tylko zaprzyjaźniony, ale od czasu, gdy nazwałem japońskich mistrzów z firmy Esoteric „samurajami dźwięku”, miałem u Watanabe wyjątkowe chody. Mogłem wręcz wybierać i nigdy nie spotkałem się z odmową Akeo.

Prawie rok temu pożyczyłem fioletowe pudełko, które Akeo nazywał DAP-em, wymawiając to słowo z takim szacunkiem i uznaniem, że brzmiało jak czuła werbalna pieszczota. Gdy jednak przywoływał chińskiego producenta sprzętu, jego głos tracił delikatny tembr i stawał się szorstki, co dość mocno kontrastowało z melodyjnie brzmiącą nazwą Hiby. DAP nie był japoński i dumny Watanabe długo nie mógł zrozumieć, dlaczego akurat ten właśnie model znalazł się w jednej z przesyłek od Ozawy.

Akeo chętnie pozbył się chińskiego sprzętu, a dla mnie stało się to jednym z najszczęśliwszych momentów w DNM-ie. Szybko okazało się, że nie jedynym…

W pamięci DAP-a pozostały tysiące plików będących cyfrowym zapisem płyt, z których żadna nie zawierała muzyki klasycznej. Nie wiedziałem, co z tym zrobić. Była to muzyka tak różna od moich dotychczasowych upodobań i tak odmienna od wszystkiego, czego słuchamy w DNM-ie, że wręcz wstydziłem się słuchać jej głośno. Naprawdę czułem wstyd i zakłopotanie. Podobnie zareagował zresztą Händel, który przyłapał mnie na cichym słuchaniu jazzu, rocka, popu, bluesa i sam nie wiem czego jeszcze.

Zbawieniem ponownie okazał się Watanabe, który pożyczył nam obu zamknięte słuchawki, dzięki czemu nikt z otoczenia nie słyszał, jaką muzykę odtwarzamy z tym szelmowskim uśmiechem zadowolenia na obliczach.

Mnie przypadły Sony MDR-Z7M2, a Akeo skwitował wybór jednym słowem: japońskie!

Wpadłem w amok i z gorliwością godną neofity odstawiłem klasykę i chłonąłem inne gatunki muzyki, ucząc się tego, co sprawia mi przyjemność, a co wyłącznie dyskomfort lub nawet ból. Tych odkrywczych doświadczeń naprawdę nie żałuję, ale dlaczego zgodziłem się na propozycję Watanabe, by zwiedzić wszystkie nieklasyczne filie Domu Nieśmiertelnego Muzyka, to tego nie zrozumiem chyba nigdy i drugi raz już bym tego nie zrobił.

Szybko zacząłem tęsknić za klasyką, a na dodatek nie byłem tak przewidujący jak Händel, który wziął w tę naszą podróż potężny zapas plików za swoimi kompozycjami. Wiadomo, jak musiało się to skończyć — znam już całą twórczość Georga Friedricha i muszę przyznać, że dość mocno mnie zaskoczyło, jak bardzo większość z jego kompozycji przypadła mi do gustu. Może nawet kiedyś mu to powiem…

Naszą beztroską wyprawę do filii dość niespodziewanie przerwała wiadomość, że do Domu Nieśmiertelnego Muzyka w najbliższych dniach przybędzie Seiji Ozawa. Od dawna planowałem, by przywitać go osobiście, chciałem go przecież uprosić, by skłonił do wzajemnej życzliwości Bernsteina i Karajana, skoro u obu asystował, no i co najważniejsze, obaj z Händlem koniecznie musimy zdążyć zwrócić pożyczony u Watanabe sprzęt…

No więc gnamy przez przestworza…

Zbyt długo nie wytrzymałem. Być może sprowokował mnie podwożący nas, a znany nam już od dawna kurier wysokich lotów, który pochwalił się zaręczynami i z młodzieńczą nieznajomością istoty rzeczy wypalił, że jego miłość jest silniejsza od śmierci; być może zirytowała mnie jego niezdolność do postawienia się w naszej sytuacji, by zrozumieć, że możemy się cieszyć z czyjegoś ziemskiego zgonu; a może po prostu wystarczył mój przekorny charakter… niezależnie od powodu zacząłem dokuczać Händlowi:

– Ty chyba też wierzysz, że miłość jest silniejsza niż śmierć – zacząłem niewinnie.

– Do czego zmierzasz? – Händel nie zauważył zasadzki.

– Przesłuchaliśmy ostatnio wszystkie wykonania twojego oratorium o Teodorze i tak na mój gust to próbujesz nas przekonać, że ona śmierci się nie bała – przyspieszyłem.

– No tak. Gdy zarządzający IV-wieczną Antiochią Walens chciał się przypodobać cesarzowi Dioklecjanowi i z okazji jego urodzin polecił wszystkim obywatelom złożyć, pod groźbą śmierci za niewykonanie rozkazu, ofiary rzymskim boginiom Wenus i Florze, to właśnie Teodora jako jedna z pierwszych sprzeciwiła się temu nakazowi.

– A dlaczego? – nie zamierzałem odpuścić.

– Była chrześcijanką i nad ziemskie życie przedkładała ufność w życie wieczne – Händel coś chyba zaczął przeczuwać, bo skrzywił się lekko i spoglądał na mnie podejrzliwie.

– Co zrobił z nią Walens?

– Zamiast kary śmierci nakazał zamknięcie jej w świątyni Wenus jako seksualnej niewolnicy. To dla Teodory było jeszcze gorsze niż śmierć.

– Jak to się potoczyło dalej?

– Uratował ją jej ukochany, nawrócony na chrześcijaństwo rzymski żołnierz Didymus, który wszedł do świątyni i nakłonił Teodorę do ucieczki w jego przebraniu, samemu pozostając na jej miejscu w kobiecych szatach…

– Czyli Teodora skazała swego ukochanego na niechybną śmierć za zdradę, byleby uratować samą siebie – drążyłem z nieukrywaną satysfakcją wywołaną zakłopotaniem Händla.

– Owszem, ale…

– Chciałbym zobaczyć miny pożądliwych świątynnych kapłanów, gdyby w porę nie odkryli podstępu – już jawnie drwiłem.

– Gdy Teodora dowiedziała się, że Didymusa skazano na śmierć, sama z własnej woli zgłosiła się do Walensa, prosząc go, by darował życie jej ukochanemu, a skazał ją – bronił się Händel.

– To typowe wyrzuty sumienia, a poza tym, czyżby Teodora chciała w ten sposób odwlec moment uzyskania przez jej ukochanego tego upragnionego szczęścia wiecznego – nie odpuszczałem.

– Na dodatek było to mocno naiwne, bo Walens natychmiast nakazał wykonać wyrok śmierci na obojgu zakochanych – wydawało mi się, że dopadłem Händla.

– To prawda, ale czyż nie było to jednak z ich strony szlachetne i godne?

– Skoro rzeczywiście byłoby tak, powiedz mi mój drogi, że te cnotliwe i wzniosłe czyny miały im zapewnić szczęście wieczne, to dlaczego cała ta twoja przepiękna muzyka jest, delikatnie powiedziawszy, mocno kontemplacyjna i melancholijna, a tak prawdę mówiąc, to jest po prostu rzewnie smutna i kończy się tak, że można wyczuć smak rezygnacji i porażki? – wydawało mi się, że triumfuję.

– Skoro tak mówisz, to widocznie nie wiesz, że miłość to dużo, dużo więcej niż tylko szczęście i radość – wyszeptał rozradowany i uśmiechnięty Händel.

No i załatwił mnie. Próbowałem się jeszcze bronić:

– Z czego się tak cieszysz? – burknąłem.

– Za mojego życia nikt nie chciał słuchać tego oratorium, co zresztą przewidywałem, bo oczywiste było, że na chrześcijańską opowieść nie przyjdą Żydzi, a na wieść o domu publicznym w świątyni nie przyjdą również damy z londyńskiego towarzystwa. Kto inny miałby przyjść? Na widowni było tyle miejsca, że można było tańczyć…

– To z tego tak się cieszysz? – teraz to ja byłem lekko zdumiony.

– Nie, nie. Chyba nawet nie zwróciłeś na to uwagi, ale powiedziałeś przed chwilą, że to przepiękna muzyka. Nie spodziewałem się tego od ciebie. Dziękuję…

INSPIRACJA WPISU:

Poprzedni

Johann Sebastian Bach (1685-1750) *Die Kunst der Fuge BWV 1080 (ok.1750)* – 1000 dzieł muzyki klasycznej, których warto posłuchać choć raz w życiu odc.506

Następne

Leoš Janáček (1854-1928) *Taras Bulba – rapsodia na orkiestrę (1918)* – 1000 dzieł muzyki klasycznej, których warto posłuchać choć raz w życiu odc.508

2 komentarze

  1. Grzegorz

    Jak miło, że Ludwik wciąż żyw ♥️

Leave a Reply

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén