Gdy zobaczyłem Rachmaninowa zmierzającego sprężystym krokiem w stronę stolika, przy którym siedziało kilku Rosjan, a wśród nich Głazunow, byłem przekonany, że za chwilę wybuchnie wielka awantura. Podobnie jak ja myśleli prawdopodobnie inni, bo od stolika poderwali się Bałakiriew, Rimski-Korsakow, Prokofjew i Szostakowicz. Stanęli w zwartym szyku, odgradzając Głazunowa przed domniemanym gniewem Rachmaninowa.

– Panowie, przestańcie się wygłupiać, już dawno mu wybaczyłem… – powiedział z rozbrajającym uśmiechem Siergiej i wyciągnął ku wszystkim rękę na przywitanie. Pierwszy odpowiedział podobnym gestem Dymitr. Z wyciągniętą ręką podszedł do Rachmaninowa i patrząc na niego przenikliwym wzrokiem, zapytał krótko:

– Na pewno…?

– Jak kocham Czajkowskiego, na pewno – odpowiedział Siergiej i znowu się uśmiechnął.

Wszyscy obecni przy stoliku doskonale wiedzieli, że to Głazunow był dyrygentem prowadzącym premierę pierwszej symfonii Rachmaninowa, która zakończyła się tak wielkim fiaskiem, że wywołała u Siergieja wielomiesięczną depresję i próby samobójcze. Pech chciał, że tego właśnie dnia Głazunow wlał w siebie dużo więcej trunków niż zazwyczaj i niewiele brakowało, a spadłby z dyrygenckiego podestu… Miał powody do wściekłości Siergiej, naprawdę miał…

– Nie chcę żyć złymi wspomnieniami przez całą DNM-ową wieczność. Wielokrotnie z zazdrością spoglądam na was, jak siedzicie razem i wiem, że mój dawny konflikt z Aleksandrem uniemożliwia mi bycie z wami. A ja tęsknię za rosyjskością, tęsknię za melodią naszego języka i bardzo chciałbym stać się jednym z was. Mam nawet prezent dla Aleksandra!

Głazunow wychylił się zza Prokofjewa i spojrzał na płytę trzymaną w ręce przez Rachmaninowa. Natychmiast ja rozpoznał i korzystając z zasłony, którą wciąż dawał mu Prokofjew, szybko schował cztery identyczne płyty leżące na stoliku.

– Co przyniosłeś Sierioża, pokaż, proszę…

– Niedawno miałeś urodziny i specjalnie dla ciebie postarałem się zdobyć cudowne wykonanie twojego koncertu skrzypcowego granego w Pittsburgu w Pensylwanii w kwietniu 1957 roku przez Nathana Mironowicza Milsteina…

Wszyscy czterej „ochroniarze” Głazunowa prychnęli śmiechem jak na komendę i każdy z nich natychmiast obrócił się w stronę stolika, pokazując rękami w jego kierunku. Nie znajdując na stoliku przyniesionych przez siebie wcześniej płyt i widząc rozbawioną twarz Głazunowa, rozstąpili się, a Bałakiriew wziął Rachmaninowa pod ramię i powiedział:

– Mamy ze sobą wiele wspólnego, usiądź z nami i czuj się jak w domu przy samowarze…

INSPIRACJA WPISU: