Miałem dzisiaj zamiar porozmawiać z Gluckiem i zapytać go, czy mógłby mi podpowiedzieć jakąś anegdotę związaną z „Ifigenią na Taurydzie”, o której chciałem napisać w kolejnym wpisie kroniki.

Gdy jednak, zbliżając się do biblioteki, w której umówiłem się z Willibaldem, zobaczyłem go w towarzystwie Berlioza, natychmiast wykonałem zwrot i z nadzieją, że nie zostałem zauważony, oddaliłem się… Nie miałem ochoty na wysłuchiwanie kolejnych peanów Hectora i chciałem się skupić wyłącznie na operze Glucka.

Byłem już dosyć daleko od umówionego miejsca spotkania, gdy dotarło do mnie, że kto jak kto, ale właśnie Berlioz mógł okazać się skarbnicą informacji o twórczości Glucka. Dopiero po drodze dotarło do mnie, że Hector w swej egzaltacji rozgłaszał wszem wobec, że tak doskonale zna twórczość Glucka, jakby był jego synem…

Pierwsze miesiące pobytu Berlioza w Paryżu, pobytu z zamiarem studiowania medycyny, upłynęły na wielogodzinnych, codziennych studiach w paryskim konserwatorium nad partyturami właśnie Glucka. Pierwsza wizyta w paryskiej operze to właśnie spektakl „Ifigenii na Taurydzie”.

Zawróciłem ponownie!

Gdy doszedłem pod budynek biblioteki, Glucka już tam nie było. Na pobliskiej ławeczce zobaczyłem jednak siedzącego samotnie Berlioza. Siedzącego to chyba zbyt dużo powiedziane, bo Hector wiercił się na ławce, podnosił i opadał, gestykulując przy tym, jakby wciąż prowadził z kimś dyskurs.

Zauważył mnie, wstał i od razu ruszył do ulubionego słowotoku:

– Wyobraź sobie Mistrzu, że Gluck stara się tutaj w DNM-ie o względy Marii Callas i postanowił jej powiedzieć, że była ona najwspanialszą Ifigenią w historii wykonywania tej partii. A mnie aż nosi, nie mogę się z tym zgodzić… Miłość naprawdę jest ślepa!

– Znam wszystkie opery Glucka jak własne. Po pierwszym przedstawieniu „Ifigenii na Taurydzie” zauważyłem, że do tańca Scytów dołożono talerze, a w trzecim akcie opery, przy recytatywie Orestesa pominięto puzony. Nie mogłem się z tym pogodzić i przy pierwszym antrakcie wrzasnąłem z miejsc dla publiczności: „Tam nie ma żadnych talerzy. Kto pozwala sobie na poprawianie Glucka”.

– Zamieszanie zrobiło się ogromne. Niewiele brakowało, a wyproszono by mnie z opery. Odczekałem do trzeciego aktu i znowu wrzasnąłem z całych sił: „Puzony nie zagrały! To jest nie do zniesienia”.

– … przy następnych przedstawieniach wszystko wróciło do właściwej kolejności, talerze ucichły, puzony zabrzmiały, a ja zadowolony mamrotałem między zębami: „Ach! To jest piękne!”.

– To moja ukochana opera — kontynuował Berlioz… – uwielbiam delikatną partię Ifigenii i wcale nie jestem fanem Callas w tej roli…

Akcja rozgrywa się w czasach mitycznych wydarzeń związanych z wojną trojańską. Aby sprzyjać wyprawie Achajów do Troi, przywódca Agamemnon, król Myken i Argos, zgodził się poświęcić bogini Artemidzie własną córkę Ifigenię. Artemida, chcąc uratować dla siebie piękną młodą Ifigenię żywą, zastępuje ją potajemnie na ołtarzu ofiarnym łanią, a samą Ifigenię przenosi do własnej świątyni w Taurydzie, czyniąc z niej wielką kapłankę.

Po powrocie z Troi Agamemnon zostaje zamordowany przez żonę Klitajmestrę i jej kochanka Egisto. Mści go jego syn Orestes podżegany przez swą siostrę Electrę. Matkobójstwo Orestesa wywołuje przeciwko niemu gniew Furii. Dla zadośćuczynienia za swoją winę Orestes w towarzystwie kuzyna i kochanka Piladesa, został wysłany przez Apollina do Taurydy z zadaniem przebłagania Artemidy.

Zadanie byłoby być może nawet proste do wykonania, gdyby nie fakt, że zgodnie z barbarzyńskim zwyczajem stosowanym na Taurydzie wszystkich obcokrajowców, którzy postawili stopę w kraju, poświęcano natychmiast Artemidzie. Urocza historia i urocze zwyczaje…

W takim właśnie tle zaczyna się akcja „Ifigenii na Taurydzie”. W tak największym skrócie to: trupów będzie jeszcze wiele; brat nie pozna siostry, na której jako głównej kapłance spocznie obowiązek dokonania ofiary z nierozpoznanego brata; miłość Orestesa i Piladesa zatriumfuje; Ifigenia postanowi uratować jednego z jeńców i wykorzystać go jako posłańca do Grecji, co po wyjściu na jaw również na nią sprowadzi śmiertelne zagrożenie.

Ifigenia brata rozpoznaje dopiero w błysku uniesionego nad nim sztyletu. Nie spełnia ofiary na nim i sama staje się przez to ofiarą. Przed śmiercią ratuje ich Pilades, który z Grekami z przepływającego w pobliżu statku zabija króla Tayrydy — Toante i wiele innych osób.

Od tej pory żyli długo i szczęśliwie, zabijając każdego, kto tylko stworzył ku temu pozory…

Berlioz skończył opowiadać libretto „Ifigenii na Taurydzie” i zdumiony chwilowym brakiem słów do wypowiedzenia, stał z otwartymi ustami…

– Wiadomo, to mity… Chciałbym jednak jeszcze coś powiedzieć…

– Chyba po raz pierwszy w historii wykorzystano sen bohatera do przekazania muzyką treści tego snu. Gluck, usypiając na scenie Orestesa, pozwolił orkiestrze i chórowi Furii na opowiedzenie całej historii matkobójstwa i po przebudzeniu Orestesa nikt z widzów nie może mieć wątpliwości czy zabił on swą matkę, czy nie. To naprawdę bardzo ciekawy i nowatorski zabieg…

Nie chcąc wyzwalać kolejnego monologu Hectora skinąłem tylko potwierdzająco głową…

INSPIRACJA WPISU: