Pomimo tego, że wczorajsze słuchanie „Peleasa i Melizandy” wprawiło mnie w znakomity nastrój nie miałem najmniejszej ochoty na podejście do Schoenberga, aby mu pogratulować wspaniałej pracy…

Siedział sam przy centralnie usytuowanym stoliku w największej sali stołówkowej i wyglądał jak wyspa na oceanie. Wszystkie stoliki wokół niego były opustoszałe…

Zupełnie odmiennie wyglądała sytuacja w kącie sali, z którego dochodził zachrypnięty głos Bernsteina. Tam przy poprzesuwanych ku sobie stolikach, w ścisku i gwarze codziennie tłoczyli się fani Leonarda, spijający z jego ust każdą dykteryjkę, żarcik lub dobrotliwie dokuczliwy przytyk. Lenny był zaprzeczeniem Arnolda.

Krytycy muzyczni odsądzali go zazwyczaj od czci i wiary, ale muzycy i publiczność okazywali Lenny’emu bezbrzeżną miłość i uwielbienie niepotrzebujące zastanawiania się nad jego przyczynami…

Bernstein dawał się kochać… Bernsteina nie można było nie kochać… Bernsteina kochać trzeba było…

Gdy w 1957 roku wystawiono na Broadwayu musical o współczesnym amerykańskim społeczeństwie imigracyjnym i przyprawiono ten spektakl romantyczną historią miłości jak z Szekspira, miłości nieakceptowanej, bo dotykającej pary dwojga młodych ludzi z dwóch wrogich gangów Ameryka oszalała…

Musical za pierwszym podejściem wystawiono 732 razy, a cztery lata później przygotowano jego filmową adaptację, która zdobyła 10 Oscarów i świat oszalał…

Akcja musicalu rozgrywa się w nowojorskiej dzielnicy Upper West Side w połowie lat 50. XX wieku i pokazuje rywalizację dwóch ulicznych gangów. Jeden jest puertorykański, a drugi amerykański, czyli włoski, irlandzki, polski i z innych „białych” krajów.

Polski Antoni, w Ameryce zwany Tonym zakochuje się w Marii, siostrze przywódcy wrogiego gangu, co prowadzi zarówno do pięknych romantycznych scen, w tym i balkonowej, jak i do dramatycznych bójek ze śmiercią włącznie…

Romantyczny i mroczny temat libretta Laurentsa, niezwykle wyrafinowana muzyka Bernsteina, energetyczna choreografia Robbinsa, genialne teksty piosenek Sondheima, rytmiczne sceny taneczne i żywotne w Ameryce kwestie społeczne wywróciły amerykański teatr muzyczny do góry nogami. Musicalowe piosenki „Something’s Coming”, „Maria”, „Tonight”, „America”, „Cool”, „One Hand, One Heart”, „I Feel Pretty”, „Somewhere”, „Jet Song”, „Gee, Officer Krupke” i „A Boy Like That” śpiewano we wszystkich zakątkach Ameryki i cywilizowanego świata…

„West Side Story” całkowicie przesłoniło inną kompozytorską twórczość Bernsteina tak skutecznie, że ten kiedyś wręcz narzekał, że zostanie „zapamiętany tylko jako człowiek, który napisał West Side Story”.

Niewielu miłośników muzyki wiedziało o innych musicalach Bernsteina na Broadwayu, nie mówiąc już o jego baletach, symfoniach, utworach chóralnych czy też utworach na fortepian. „West Side Story” przyćmiło swym blaskiem wszystko.

Dopiero setna rocznica urodzin Bernsteina otworzyła świat muzyki, jakby trochę szerszymi drzwiami wpuszczając do siebie dzieła Leonarda. Ładnie powiedział to dyrygent Andrew Litton — entuzjasta Bernsteina, który dorastał, oglądając jego legendarne Koncerty Młodych Ludzi w Filharmonii Nowojorskiej:

Płaszcz »West Side Story« jest zrzucany dość skutecznie. Myślę, że muzyka Bernsteina jest teraz traktowana poważniej niż wtedy, gdy była nowa. Czas z pewnością jest przyjacielem Bernsteina”.

INSPIRACJA WPISU: