Po ubiegłotygodniowym wpisie o drugiej wyprawie Haydna do Londynu wielu mieszkańców DNM-u nie dowierzało, że w trakcie rozmowy ze mną użył on w stosunku do swojej żony określenia „piekielna bestia”. Znajomych Josepha zupełnie to jednak nie dziwiło, a sam Haydn zbywał kolejne zaczepki milczącym uśmiechem.

Przechodząc obok mnie, szepnął mi prosto do Phonaka:

– Narozrabiałem z tą bestią… całe szczęście, że nie powiedziałem więcej…

– Na twoim miejscu nie cieszyłbym się aż tak bardzo. W dobie Nekronetu każdy, kto zechce, dowie się o twoim małżeństwie, więcej niż ty sam wiesz – jeszcze nie skończyłem mówić, a Haydn już śmiał się w głos:

– Niech szukają… powodzenia…

– A wiesz, że skorygowano już informację, że to nie Maria Anna Aloysia Apollonia Keller była tą diablicą, ale jej młodsza o półtora roku siostra Maria Anna Theresia?

– Naprawdę? Nikomu o tym tutaj nie mówiłem…

– Pewnie nie mówiłeś też o tym, jaki testament zostawiłeś swojej gospodyni?

Haydn spoważniał, a po chwili niepewnym głosem wyszeptał:

– Naprawdę to wiedzą?

– Nie tylko to Józefie. Wiedzą również to, że była tak ważna w twoim życiu, że kilkakrotnie zastępowała cię w roli ojca chrzestnego…

– Niemożliwe, o tym wiedział tylko Anton Weidinger, który prosił mnie o bycie chrzestnym dla szóstki swoich dzieci, ale ja nie zawsze mogłem dojechać na chrzest…

A Annę Kremnitzer – moją… hmm…, pokojówkę doskonale znał, bo widywał ją u mnie w nowym domu kupionym za pieniądze zarobione w Londynie. Annę poznał zresztą lepiej niż moją żonę, która nie zamieszkała ze mną, bo stale leczyła się w Baden, co zresztą było mi bardzo na rękę…

Joseph zamilkł i widać było, jak intensywnie myśli, co chwilę potrząsając głową z niedowierzaniem swoim myślom. Po chwili powiedział:

– I pomyśleć, że ja tej gadule napisałem taki piękny koncert trąbkowy. Po powrocie z Londynu opisałem mu w szczegółach srebrną trąbkę wykonaną specjalnie dla prywatnej orkiestry króla Jerzego III i obiecałem mu, że jeśli zbuduje podobną, to napiszę dla niego koncert.

– Anton był wybitnym trębaczem, ale jego stara barokowa trąbka potrafiła tylko wzywać do boju lub obwieszczać wejście króla i była dość ograniczona w swoich możliwościach. Z powodu tych ograniczeń nawet Mozart nigdy nie napisał żadnego koncertu na trąbkę, choć stworzył utwory na wszystkie inne orkiestrowe instrumenty dęte.

– Weidinger powiercił otwory w trąbce, dodał klawisze podobne jak we flecie i nawet ją opatentował. Taka trąbka uzyskała możliwość gry w niskich i średnich rejestrach i choć miała wyraźnie słabszą jakość dźwięku niż barokowe fanfary, to stała się instrumentem pięknie uzupełniającym brzmienie orkiestry. Jam to uczynił jako pierwszy! Takiej kombinacji wysokości, dynamiki i barwy u trąbek nie było nigdy wcześniej!

– To mój ulubiony koncert. I pomyśleć, że napisałem go dla tej papli… Co to za trębacz, co nie umie zapanować nad swoim językiem…?

INSPIRACJA WPISU: