Przekonałem się, jak bardzo trzeba uważać na wypowiadane słowa. Kiedyś powiedziałem coś mocno niepochlebnego na temat Claudio Abbado i widzę, że on tak mocno to zapamiętał, że stara się mnie unikać. A ja chętnie bym z nim porozmawiał…

Zresztą, jak się okazuje, Claudio ma mniej więcej tylu samo zwolenników swojej dyrygentury, jak i przeciwników. Do największych sympatyków Włocha bezsprzecznie należy Gioacchino Rossini. Wielokrotnie widzę, jak chodzą na długie spacery, a ostatnio dołączył do nich też Vivaldi.

Postanowiłem, że przyłączę się do Włochów pod pretekstem pytań do Antonio na temat kolejnych jego utworów do kroniki. Ledwo się do nich zbliżyłem, a Vivaldi z wyraźnym rozdrażnieniem w głosie odezwał się, a w zasadzie burknął:

– Nie musiałeś mistrzu wspominać o celibacie, ani też o moich upodobaniach. Mocno mnie rozczarowałeś…

Abbado i Rossini przyglądali się nam bez zrozumienia kontekstu, z czego od razu wywnioskowałem, że nie czytują mojej kroniki. A ja chciałem akurat zamieścić kolejny wpis o Gioacchino. Chciałem też pochwalić Abbado i to nawet bardzo, bardzo, bardzo…

Od czasu kiedy Rossini został w 1824 roku dyrektorem Teatru Włoskiego w Paryżu, mocno starał się udowodnić, że jego zatrudnienie tam było dobrą inwestycją. Idealną okazją ku temu stała się koronacja króla Francji Karola X, odbywająca się zgodnie z wieloletnią tradycją w katedrze w Reims.

Rossini postanowił napisać na tę okazję kantatę sceniczną z wieloosobową obsadą solistów, tak aby dać szansę na złożenie hołdu nowemu królowi jak najliczniejszej grupie najwybitniejszych francuskich śpiewaków.

Fabuła kantaty nie miała tak naprawdę żadnego znaczenia. Liczyło się tylko to, że do Reims na koronację zmierzała liczna grupka arystokratów z Niemiec, Polski, Rosji, Hiszpanii, Anglii, Włoch i Francji, aby uświetnić uroczystości. O błahości libretta świadczyć może to, że jedne z najpiękniejszych arii dotyczą żalu za utraconymi sukniami na ceremonię lub radości z powodu odnalezionego kapelusza.

Jedną z najwspanialszych scen jest ta, w której podróżni dowiadują się, że nie dojadą do Reims na czas, bo zabrakło wolnych koni do wynajęcia. Cóż za cios niespodziewany (A tal colpo inaspettato)… Całe to towarzystwo w tym samym czasie zaczyna śpiewać swoje zrozpaczone arie, tworząc przepiękny chór czternastu głosów użalających się nad swoim losem. Nawet Mozart nie stworzył takiego chóru.

Zaoszczędzone na podróży do Reims pieniądze, arystokraci wydają na przygotowanie bankietu w podróżnej karczmie i na datki dobroczynne dla biednych. Podczas bankietu każdy wygłasza pochwalny toast na cześć króla i rodziny królewskiej. Cel został osiągnięty…

Rossini traktował swoje dzieło jako utwór okazjonalny i po trzech wystawieniach kantaty wycofał ją z repertuaru swojego teatru. Może nigdy byśmy się o niej nie dowiedzieli, gdyby nie Abbado…

W 1984 roku ukazało się nagranie kantaty przedstawionej w postaci opery, które stało się sensacją i spowodowało falę ożywczego zainteresowania tym dziełem geniuszu. Po kilku latach Abbado ponowił wykonanie z innym zestawem solistów i z inną orkiestrą, i oba te nagrania stały się dowodem na tezę, że to właśnie ta opera jest najpiękniejsza w całym dorobku Rossiniego.

Taka teza stawiana wobec twórcy „Cyrulika sewilskiego” i „Wilhelma Tella” wydaje się bluźnierstwem, ale tylko do chwili, gdy usłyszymy którąś z boskich interpretacji Abbado.

Chciałem mu to powiedzieć podczas spaceru, ale on patrzył na mnie takim niechętnym wzrokiem, że powstrzymałem się i powiedziałem tylko:

– Claudio, mam do ciebie prośbę, przeczytaj dzisiejszy wpis w kronice, zgoda?…

INSPIRACJA WPISU: