Od czasu kiedy usłyszałem, że Berlioz nazwał mnie bogiem i stwierdził, że ludzie nie mają prawa mnie oceniać, a chwilę później zrecenzował każdą z moich symfonii, staram się omijać go dość szerokim łukiem. Dziś jednak nie wytrzymałem… Usłyszałem Hectora przekonującego liczną grupkę swoich słuchaczy, że moje symfonie, będące według niego nieludzkimi arcydziełami, czynią mnie najpoważniejszym i najbardziej srogim kompozytorem w historii muzyki klasycznej…

Podszedłem do stojących przy Berliozie, przedostałem się w jego pobliże i spokojnie zapytałem:

– Czyżby? A taneczna „Siódma” lub jowialnie tętniąca życiem „Ósma” też są dowodami mojej powagi, srogości i smutku? Naprawdę tak sądzisz?

Wśród zebranych zrobiło się lekkie poruszenie, a i Berlioz stał się jakby odrobinę mniejszy, a może po prostu zszedł z krzesełka, z którego wygłaszał swoje oracje. Postanowiłem wyjaśnić sprawę do końca:

– To prawda, że często bywam ponury, przygnębiony, sam się nad sobą użalam i cierpię z powodu swoich ułomności. Wiem, że bywam wtedy wymagający, nieprzystępny, gderliwy i czasami trudno znieść moje towarzystwo, ale…, uwierzcie mi, ja też czasami czuję się szczęśliwy i radosny i daję temu wyraz najprościej jak potrafię – w muzyce…

„Siódmą” i „Ósmą” komponowałem w czasie dla mnie emocjonalnie bardzo intensywnym. W czerwcu 1812 roku postanowiłem udać się do czeskich Cieplic dla poratowania zdrowia. Po drodze zatrzymałem się w Pradze i spotkałem tam małżeństwo Brentano z ich córką Fanny, która tak mi przypadła do gustu, że zmieniłem swoje plany i pojechałem za nią z Cieplic do Karlsbadu, gdzie po krótkim pobycie w Pradze dotarła razem z rodzicami. W Cieplicach kilkakrotnie spotkałem się wcześniej z Goethem i może to on natchnął mnie jakoś tak wyjątkowo romantycznie. Było naprawdę miło, a gdy po kilku tygodniach wróciłem do Cieplic, to poznałem tam Amalię Sebald i też było miło…

Najchętniej bym stamtąd wcale nie wyjeżdżał, ale niespodziewanie dostałem z Linzu list od swojego młodszego brata Johanna, który zapraszał mnie na ślub z jego dotychczasową pokojówką. Jak sobie pomyślałem, że ta pokojówka będzie nosić moje nazwisko, to porzuciłem własne amory i pojechałem ratować brata…

W Linzu oprócz brata i niepożądanej przyszłej bratowej czekała mnie też i miła niespodzianka. Byłem tam znany, bardzo znany… Na początku października „Linzer Musikzeitung” opublikował o mnie następujące oświadczenie: „Mieliśmy od dawna upragnioną przyjemność powitania w naszej metropolii Orfeusza i największego muzycznego poety naszych czasów, który zstąpił na Linz w ostatnim przystanku lata spędzonego na łagodzeniu ziemskich dolegliwości...”. Muszę przyznać, że czułem się mile połaskotany…

Obserwacja brata i przyszłej bratowej oprócz niechęci do nich wyzwoliła jednak we mnie również zazdrość i tęsknotę za życiem rodzinnym, którego ja — wieczny kawaler — niestety nie miałem… W Linzu czułem się wyjątkowo dobrze. Wszędzie okazywano mi szacunek i uznanie, co pomogło mi nawet w tym, że uzyskałem od lokalnych władz zgodę na wyrzucenie z miasta oblubienicy brata. Johann, gdy dowiedział się o moich próbach zdyskredytowania swojej wybranki, przyspieszył ślub, a mnie wygonił z domu.

O ironio losu, tak mnie rozbawiła ta przewrotność sytuacji, że śmiałem się sam do siebie przez całą powrotną drogę do Wiednia. Mój nielubiany w Linzu za kolaborację z Francuzami nierozgarnięty brat był szczęśliwy, a ja — Orfeusz wracałem na tarczy. Los śmiał mi się prosto w twarz… Musiałem śmiać się razem z nim albo bym zwariował … Odreagowałem „Ósmą”! Ktoś powiedział później o tej symfonii, że: „jest to śmiech człowieka, który żył i cierpiał, osiągając szczyt” (Pitt Sanborn).

Zrozumieć mógł mnie tylko ten, kto przeżywał podobne rozterki jak ja sam. Raczej nie mógł to być rozegzaltowany Berlioz… Może Czajkowski, który właśnie o „Ósmej” powiedział, że to „najlepsza muzyka symfoniczna, jaką kiedykolwiek skomponowałem”, może Wagner, który stwierdził, że w muzyce tej „miesza się tragedia i herkulesowy wigor z zabawami i kaprysami dziecka”.

Tylko ja jeden wiedziałem, jak bardzo wybuchowa jest dla mnie ta mieszanka…

INSPIRACJA WPISU: