Nie zwracałem na to dotychczas uwagi i dopiero dzisiaj zauważyłem coś, co już dawno powinno mi się rzucić w oczy. Potworzyły się w DNM-ie liczne grupki towarzyskie, których spoiwem stały się albo epoka, albo narodowość, albo rodzaj tworzonych dzieł lub wiodący instrument, na który komponowano lub odtwarzano muzykę. Takich grupek zacząłem zauważać dziesiątki i na stołówce, i podczas spacerów, i w sali odsłuchu. Tylko Mozart próbuje wepchać się wszędzie… Czy ja przypadkiem nie mam jakiejś obsesji na punkcie Wolfiego?

Wszędzie go pełno. Dzisiaj próbował dosiąść się do „klarnecistów” i choć, szczerze mówiąc, miał do tego absolutne prawo jako kompozytor cudnego klarnetowego koncertu, to jednak wyraźnie nie był zbyt mile widziany w tym gronie. Gdyby nie to, że przy stoliku siedział stryjeczny brat jego żony, to nie miałby chyba z kim rozmawiać. Zarówno Louis Spohr, Bernhard Crusell, jak i Carl Stamitz odwrócili się ku sobie i wyraźnie ignorowali Mozarta, jakby bojąc się jego nieokrzesanego zachowania lub zapachowej erupcji. Chyba naprawdę mam obsesję!

Tylko Carl Maria Weber, stryjek Konstancji, odwrócił się ku Mozartowi i zaczął z nim konwersację. Wolfgang co chwilę wyciągał w górę ręce i wyraźnie rozbawiony symulował grę na klarnecie… Nieźle się ubawiłem, gdy zobaczyłem, że i Weber wyciągnął ręce, przebierając w powietrzu palcami. Wyglądali jak dwa obwąchujące się trąbami słonie…

Carl Maria wiele zawdzięcza klarnetowi. Gdy po kilku latach prób zdobycia uznania i muzycznej posady zawitał do Monachium i w kwietniu 1811 roku dyrygował swoim Concertino op.26 wykonywanym przez pierwszego klarnecistę monachijskiej orkiestry dworskiej, tak zauroczył brzmieniem klarnetu króla Bawarii Maksymiliana I Józefa, że ten zlecił Weberowi skomponowanie dwóch koncertów na ten instrument.

Wdzięczny Weber nie tylko szybko napisał oba koncerty, ale w latach 1811-1816 stworzył aż siedem kompozycji na klarnet i sześć spośród nich dedykował Heinrichowi Baermannowi – klarneciście z Monachium, który przyniósł mu tak wyczekiwany sukces.

Oba klarnetowe koncerty Webera są przepełnione uczuciami kompozytora, które wylewają się aż poza zapisane nuty. To, co wykraczało poza sam nutowy zapis Carl Maria, tak jak prawie każdy z nas, próbował zapisać nad nutami. Ile wspaniałych sugestii widać w tych koncertach: con duolo (z boleścią), con anima (z duszą, z życiem), lusingando (pieszczotliwie), scherzando (żartobliwie), con fuoco (z ogniem), morendo (zamierając, słabnąc)…

Muszę zaprosić do siebie Webera na wspólne słuchanie. Żeby tylko Mozart nie wepchał się razem z nim… No, normalnie obsesja!

INSPIRACJA WPISU: