Jednym z największych zaskoczeń DNM-u jest Ladow, czy też jak mówią do niego Rosjanie Anatolij Konstantynowicz Liadow. Trudno wymienić chociaż jedno jego dzieło, które byłoby dłuższe niż 10 minut, a mimo tego wielu rosyjskich kompozytorów wpatruje się w niego jak w ikonę.

Tak było już wtedy, gdy przyjmowaliśmy Ladowa do naszego domu. Jego muzyczny dorobek wcale nie upoważniał go do zamieszkania wśród nas, a jednak murem stanęło za nim tak wielu znaczących kompozytorów z Czajkowskim, Prokofjewem, Rimskim-Korsakowem, Miaskowskim i Głazunowem na czele, że musieliśmy ustąpić i zaprosiliśmy Ladowa do stania się pełnoprawnym lokatorem Domu Nieśmiertelnego Muzyka.

To, że Ladow uzyskał tak solidarne wsparcie swoich rodaków, wcale nie przeszkadzało tym drugim w nieustannych żartach i docinkach kierowanych w jego stronę. Nie inaczej było i dzisiaj. Podczas obiadu zaserwowano nam dzisiaj przesolony rosół i przypalony kotlet, co wyzwoliło u wielu spore niezadowolenie. To ma być raj? Atmosferę próbował rozładować Prokofjew, który przeczytał na głos wpis zamieszczony w programie koncertu orkiestry z Chicago pod Markiem Elderem. Autor tej notatki napisał, że Ladow jest najbardziej znany z muzyki, której nie napisał!!!

Śmiechu było tak wiele, że aż mi się zrobiło szkoda Anatolija. Postanowiłem zaprosić go do siebie…

No i teraz siedzi przede mną, dłubie przy paznokciach i wydaje się być nieobecnym. Ja mu wyraźnie przeszkadzam w pozostawaniu w swoim świecie. Nawet jeśli mu nie przeszkadzam, to na pewno nie jestem mu potrzebny.

– O co chodziło z tą muzyką, której nie napisałeś, drogi Anatoliju – spróbowałem pojednawczo.

– Było, minęło, szkoda do tego wracać – odburknął.

– Chodzi o Diagilewa i zamówienie u ciebie „Ognistego ptaka”? – jeszcze niezrażony ciągnąłem temat.

– Uhm…

– Podobno w Paryżu wisiały już plakaty zapowiadające nowy balet, a ty jeszcze nie kupiłeś nawet papieru nutowego…?

– Zmyślone bajki, szkoda słów…

– Ale jednak Diagilew wycofał swoje zamówienie i oddał balet Strawińskiemu…

– Ja już Prokofjewa próbowałem zniechęcić do studiowania u mnie i wysyłałem go niemalże na siłę do Straussa lub do Debussy’ego, a co dopiero to… Oczekiwania Diagilewa były tak sprzeczne z moją estetyką, że nie chciałem tego pisać. Nie tylko zresztą ja. Zanim Diagilew zgłosił się do mnie, próbował wcisnąć tego rozszalałego ognistego ptaka Nikołajowi Czerepninowi, ale również i on nie podjął się tego wyzwania.

– Skorzystał Strawiński…

– Owszem, ale mi to nie przeszkadza…

– Śmieją się z ciebie…

– Przyzwyczaiłem się. Mówią, że jestem leniwy, że mam to po ojcu, że swój trzyminutowy poemat symfoniczny „Baba Jaga” tworzyłem przez 10 lat, że wyrzucono mnie z konserwatorium za bezczynność i że ożeniłem się z pieniędzmi…

– Też to słyszałem. Czyżby to wszystko nie było prawdą?

– A czy ty wiesz Mistrzu, że Strawiński powiedział o mnie, że jestem „najbardziej postępowym muzykiem swojego pokolenia”?

– Ten sam Strawiński od ptaka?

– Uhm. A Czajkowski uhonorował mnie odręczną kopią partytury „Manfreda”…

– Pierwsze słyszę…

– Pochodzę z rodziny, w której muzykami byli ojciec (dyrygent), matka (pianistka), dziadek ze strony ojca (dyrygent) siostra (aktorka i żona śpiewaka operowego), brat ojca – wujek Alosza (dyrygent), jego córka (śpiewaczka operetkowa i żona tancerza baletowego)…

– Dobrze, dobrze, wystarczy…

– Wcale nie byłem leniwy. Byłem wykładowcą teorii muzyki oraz kompozycji w konserwatorium w Petersburgu, byłem dyrygentem, który dał premiery pierwszych dwóch symfonii Skriabina, byłem szanowanym pianistą, wraz z filantropem Bielajewem założyłem wydawnictwo w Lipsku i wspierałem młodych rosyjskich kompozytorów, wielokrotnie wydając ich dzieła na własny koszt, choć z pieniędzy żony lub Bielajewa. Moją pasją było badanie folkloru rosyjskiego i poświęciłem na te studia większość swego dorosłego życia.

– No wiem, słuchałem twoich wspaniałych „Ośmiu rosyjskich pieśni ludowych” i tych poematów symfonicznych opartych na ludowych legendach…

– Właśnie to mi w duszy grało. I powiem ci Mistrzu pierwszemu ze wszystkich – gdy Igor przejął ode mnie tego „Ognistego ptaka”, poczułem niesamowitą ulgę! To nie była moja bajka. A bajki uwielbiam ponad wszystko…

– Nawet tu widzę często, jak chodzisz po parku, trzymając pod pachą zbiory Andersena, Maeterlincka, Hoffmanna…

– „Sztuka to bajka, zjawa. Daj mi bajkę, smoka, wodnego skrzata, drzewnego demona – daj mi coś nierzeczywistego, a uszczęśliwisz mnie i sprawisz, że będę próbował znaleźć to, co w sztuce nieziemskie”.

– To stąd wzięły się te twoje poematy: „Baba Jaga”, „Kikimora”, „Zaczarowane jezioro”. Teraz rozumiem…

– Cieszę się, bardzo się cieszę i już nie żałuję, że przyszedłem. Jeszcze jednak powiem tylko jedno – swoją bogatą żonę naprawdę kochałem…

INSPIRACJA WPISU: