Umarłem, zanim zdążyłem zatęsknić za śmiercią. Za wcześnie!

Łatwo akceptujemy śmierć, która jest uwolnieniem, jeszcze łatwiej, gdy z łaski religii staje się obietnicą. Każda inna jej odmiana jest i chyba zawsze pozostanie tylko niechcianym zakończeniem życia…

Co mnie wzięło na te filozoficzne zadumki… To wszystko przez Tankreda i Kloryndę…

Na jeden z weneckich karnawałów Claudio Monteverdi postanowił stworzyć muzykę do tekstu wziętego z poematu Torquato Tasso „Jerozolima wyzwolona”. Poruszyła go bitewna historia, w której zwycięstwo stało się początkiem nieszczęścia, a śmiertelna porażka przyjęta została jak dar… Nad śmiercią unosiła się miłość!

Gdy krzyżowy rycerz Tankred zobaczył kąpiącą się nad strumykiem piękną dziewczynę, to jego serce zabiło mocniej, nie zważając na to, że wybranka była poganką, a i ciało rycerza jakby zapomniało o wojnie i wrogach, lecz współgrało z sercem. Gdy piękna dziewczyna, chyba osmańska Saracenka, choć o białej nieskazitelnej skórze, zobaczyła kilka dni później w orszaku wrogich wojsk nieznajomego rycerza, to zadrżała ciałem z podniety zgoła innej niż bitewna, a i jej serce zabiło jak nigdy dotychczas…

Wrogi i piękny rycerz odjechał, a Klorynda, bo tak miała na imię czysta piękność, starała się odegnać jego widok z pamięci i przywołać myśli o czekającym ją wyzwaniu. Dzielna dziewczyna planowała w czasie nocnej wyprawy spalić wieżę oblężniczą krzyżowców.

Klorynda okryta zbroją wieżę skutecznie spaliła, lecz nie zdołała wrócić za obronne mury i została wyzwana na pojedynek przez okutego w zbroję nieznajomego rycerza. Zaczęła się walka i Monteverdi opisuje nam jej szczegóły z dramaturgią i plastycznością, jakiej nie znano w muzyce renesansu. Słychać konie, szczęk mieczy, ciężkie kroki walczących, przyspieszony oddech, zadawane ciosy…

Tak muzyki dotychczas nie malowano…

Niespodziewanie Klorynda w noc wyprawy dowiedziała się od towarzyszącego jej od dziecka sługi, że jest córką chrześcijańskiego króla Etiopii Synapa i paląc wieżę najeźdźców, nie mogła wyzwolić się od myśli o swym losie… Co jest dobrem, a co złem i jak niewiele potrzeba, aby zmienić punkt widzenia… Również walcząc z chrześcijańskim krzyżowcem, nie była pewna, czy walczy z wrogiem, czy z wyzwolicielem.

Los okazał się jednak jeszcze bardziej okrutny. Klorynda nie wytrzymała naporu silniejszego rycerza i po kilku odniesionych ranach przyjęła cios ostateczny, a w ostatnim tchnieniu świadomości zapragnęła się ochrzcić, prosząc o chrzest nieznajomego krzyżowca. Ten ściąga hełm, aby przynieść w nim wodę do chrztu i Klorynda widzi tego, który kilka dni temu tak bardzo poruszył jej duszę i ciało…

Rycerz wraca do niej, chcąc dopełnić sakramentu, podnosi przyłbicę w hełmie swojego przeciwnika i widzi… umierające oczy piękności znad strumyka. Tankred chrzci Kloryndę, która chwilę później umiera szczęśliwa z dopełnienia aktu wiary, a on, również ranny i przeniesiony do obozu, pogrąża się w rozpaczy… Pocieszenie przynosi mu dopiero ukazanie się ducha, który dziękuje za zapewnienie dzielnej Kloryndzie wiekuistego szczęścia…

Monteverdi do maksimum wykorzystał dramaturgię sytuacji opisanej przez Torquato Tasso, a nowatorstwo ekspresji wzmaga nieznanymi dotychczas technikami gry. To tu po raz pierwszy spotkamy w grze muzyków pizzicato, co literalnie zapisał w rękopisie (qui si strappano le corde con due dita – „w tym miejscu szarpać struny za pomocą dwóch palców”).

Kto wygrał bitwę? Tankred, który pokonał przeciwnika, lecz na zawsze stracił swoją niespełnioną miłość? A może Klorynda, która, choć została pokonana, zyskała odkupienie i chrześcijańską obietnicę życia wiecznego? A może oboje, a może żadne z nich…?

INSPIRACJA WPISU: