Tyle razy pisałem dotychczas w kronice, że mieszkańcy Wenecji nie tolerowali muzyki, która nie kończyła się pozytywnym wydźwiękiem, radością właściwą weneckiemu karnawałowi, aż tu nagle Claudio Monteverdi, który niejeden raz ulegał oczekiwaniom mieszkańców miasta dożów, skomponował operę, w której wygrywa zło, a czyny niegodziwe i podłe okazują się skuteczne i praktyczne.

Czyżby komponując „Koronację Poppei” ten sędziwy staruszek dawał do zrozumienia, że oceniając świat i ludzi przejrzał na oczy i postanowił opisać świat takim, jaki on częstokroć jest, a nie takim, jakim chcielibyśmy, aby był?

A może realny opis zachowań ludzkich jest pochodną tego, że bazą do budowy libretta stały się historyczne fakty, a nie dowolnie modelowana mitologiczna podbudowa lub czysto literacka fikcja?

Libretto „Koronacji Poppei” napisał wenecki prawnik Giovanni Francesco Busenello na podstawie „Roczników” Tacyta (zwłaszcza Księgi XIV), opisujących losy Nerona i jego żon Oktawii i Poppei oraz historię Seneki.

Wszystko zaczęło się od sporu Amora, Fortuny i Cnoty o to, kto ma największy wpływ na ludzi. Najbardziej sugestywny w tej dyskusji jest Amor, który chcąc udowodnić, że to właśnie on rządzi światem, podejmuje zakład, że zdoła wpłynąć na decyzje Nerona bez oglądania się na ich prawną i moralną ocenę. Wystarczy sama chuć…

Neron, żonaty z Oktawią — córką Klaudiusza i Mesaliny traci głowę dla pięknej, bursztynowowłosej Poppei, a pod wpływem jej zakulisowych rozgrywek usuwa wszystkich, którzy mogliby stanąć na przeszkodzie koronacji Poppei na cesarzową.

Najpierw zabija swoją matkę Agrypinę, która nigdy nie wyraziłaby zgody na rozwód Nerona z Oktawią, później wysyła na dziesięcioletnią służbę do Hiszpanii, jako namiestnika prowincji Luzytanii drugiego męża Poppei — Ottona, a następnie wydaje rozkaz popełnienia samobójczej śmierci mędrcowi Senece, który odważył się podważać moralność czynów cesarza.

Z Oktawią Neron rozwiódł się, głosząc, że jest bezpłodna, a dwanaście dni po tym rozwodzie poślubił Poppeę, która dotąd nie spoczęła w knowaniu, aż nie doprowadziła do oskarżenia byłej cesarzowej o rozwiązłość i wysłania jej na wysepkę Pandatarię, gdzie niedługo potem ją stracono.

Szokująca w operze Monteverdiego wcale nie jest fabuła, bo niejednokrotnie wcześniejsi libreciści zalewali krwią sceniczne deski i ścigali się w zamieszczeniu intryg, im dziwniejszych, tym lepiej. Zdumiewające jest jednak zakończenie opery, w którym Neron i Poppea śpiewają w lirycznym duecie hymn miłości, nie zważając, że jest ona wyłącznie pochodną fizycznego pożądania Nerona i dążenia do zdobycia władzy przez Poppeę.

Tylko ci, którzy znali historię starożytnego Rzymu zdawali sobie sprawę, że ten triumf kochanków jest dalece przedwczesny. Nie minie kilka lat, a Neron skopie swą ciężarną żonę, powodując jej śmierć. Nawet Amor musiał przyznać, że ostatecznie przegrał zakład z Cnotą i Fortuną, lecz nie ma w tym nic pozytywnego, bo zwycięzcą okazało się czyste zło. To, które trawiło Nerona, pokonało pożądanie i miłość, ale przegrało ze złem jeszcze silniejszym, które wyzwolić mogły w sobie masy.

Jak podaje rzymski historyk Eutropiusz: „Świat rzymski przeklął Nerona i wszyscy jednocześnie opuścili go, a senat uznał despotę za wroga”. Opuszczony nawet przez gwardię pretoriańską, zdradzony przez najbliższych współpracowników, Neron popełnił samobójstwo 9 czerwca 68 roku.

Kaprys operowego Amora uczynił z kurtyzany cesarzową, spowodował, że Neron stał się matko- i żonobójcą, a senat i lud rzymski odarci z godności stali się pośmiewiskiem historii. Chcąc tę utraconą godność odzyskać, sami musieli knuć i mordować. Trudno w tym wszystkim zauważyć dawny wenecki pozytywizm życiowej mądrości… Świat „Koronacji Poppei” jest triumfem zła i jest tak strasznie niekomfortowo bliski temu, co znam z własnej obserwacji…

INSPIRACJA WPISU: