Rozchorowałem się przez ten weekend. Mówią nam wprawdzie, że chorować w DNM-ie nie możemy i że to może być tylko wspomnienie ziemskich chorób, ale jeśli tak jest naprawdę, to przyznać muszę, że wspomnieniową namiastkę bólu, gorączki i osłabienia wgrano nam niezwykle sugestywnie.

Wszyscy mnie omijali, widząc, że słaniam się na nogach. Niektórzy z daleka oferowali mi swoją pomoc, a niektórzy podziwiali jakość wgranej mi symulacji bólu.

Grzecznie odmawiałem zarówno pomocy, jak i dłuższej rozmowy z kimkolwiek. Niestety trafiłem też na Cabezóna. Już w zeszłym tygodniu widziałem, jak krąży wokół mojego głosu i nie może się zdecydować, czy podejść. Będąc od dziecka niewidomym, Cabezón ilość osób wokół mnie wyczuwał na słuch. Dziś, z ciszy w moim pobliżu i z pojedynczych słów wypowiadanych przeze mnie zwietrzył swoją szansę…

– I jak, Mistrzu, uwierzyłeś Moralesowi?

W pierwszej chwili nie zrozumiałem, o co mu chodzi, ale przypomniałem sobie pedofilską aferę Gomberta i zeszłotygodniową rozmowę z Moralesem na ten temat.

– Nie ufaj Moralesowi… Ja, ślepiec, może mniej widzę, ale za to dużo więcej słyszę i doskonale pamiętam, że w tym samym roku, co wyrzucono z dworu Gomberta, to wyrzucono również i Moralesa i to, według mojej wiedzy, z identycznego powodu. Jedyną różnicą było to, że Morales nie wylądował na galerze.

Nie miałem powodu, aby nie wierzyć Cabezónowi. On też, podobnie jak Gombert i Morales służył na hiszpańskich dworach. W 1526 roku zatrudniła go Izabela Portugalska, a po jej śmierci w 1539 Cabezón został nauczycielem jej dzieci: księcia Felipe i jego sióstr Marii i Joan. W 1543, gdy Felipe został regentem Hiszpanii mianował wtedy Cabezóna swoim nadwornym organistą. Również brat Cabezóna Juan dostał posadę w królewskiej kaplicy księcia Felipe. Obaj bracia towarzyszyli Felipe w wielu podróżach i odwiedzili Włochy, Holandię, Luksemburg, Niemcy i Anglię.

O wyczynach Moralesa i Gomberta rozmawiali wtedy wszyscy…

– To były zupełnie inne czasy i inne normy zachowań. Wiele z nich tolerowano, a karano przede wszystkim gwałt…

Przerwałem Cabezónowi jego wynurzenia i powiedziałem tylko:

– Nie podejmę się oceny sytuacji, w której wszystko jest dla mnie niewiadome i nieznane. Nie gniewaj się za porównanie, ale jestem jak ślepiec we mgle. Nie znam faktów, nie rozumiem kontekstu czasów, nie znam ówczesnego prawa i obowiązującego kodeksu honorowego. Jak mogę oceniać?

Cabezón patrzył się w moją stronę tak natarczywie, że wydawało mi się, że próbuje swymi niewidzącymi oczyma zajrzeć do mej duszy. Nie odezwał się jednak ani jednym słowem.

Przerwałem tę niezręczną ciszę, mówiąc:

– Słyszałem, że jesteś pierwszym w historii wybitnym kompozytorem muzyki na klawiaturę i że właśnie organy i klawesyn przysporzyły ci łask królewskich władców, którzy mieli już trochę dość samych kościelnych śpiewów.

– Tak, to prawda. Wprawdzie do tej pory często zdarzało się, że organy lub inny instrument towarzyszyły śpiewakom, ale rzadko kto komponował utwory czysto instrumentalne. Ja skomponowałem ich setki i to nie tylko na klawiaturę, ale również na harfę lub vihuelę — taką hiszpańską i meksykańską poprzedniczkę gitary…

– Byłem bardzo popularny na dworze, byłem ulubieńcem Filipa i bardzo ceniła mnie Izabela między innymi za sporą łatwość improwizacji i komponowanie wielu odmian znanych powszechnie melodii. Te zestawy wariantów nazywano discantes lub diferencias…

– W pewnym stopniu zawdzięczamy też tobie rozwój harfy, czyż nie?

– W średniowieczu harfa była prostym instrumentem i trudno było grać na niej skomplikowane utwory. Dopiero zainteresowanie biblijnym królem Dawidem grającym na harfie Saulowi sprawiło, że zaczęliśmy komponować na harfę, a ją samą dość mocno przebudowano. Dodano między innymi drugą partię strun, porównywalną z czarnymi klawiszami klawiatury. Nuty chromatyczne były odtwarzane przez wetknięcie palca między dwie struny w głównym rzędzie, tak aby dotrzeć do struny chromatycznej znajdującej się za nimi.

– Gdzieś słyszałem, że nazywano cię „hiszpańskim Orfeuszem”. Podobno też właśnie tobie zawdzięczamy to, że grający na klawiaturach zaczęli używać kciuków…

– To wszystko prawda, ale ja przede wszystkim byłem organistą. Jedno z najpiękniejszych moich wspomnień to wielka msza papieska w Genui, podczas której uznano, że organy, na których grałem, brzmiały z niezwykłą „miękkością i dziwnością”. Najszczęśliwszy byłem jednak wtedy, kiedy dwór Filipa wyjeżdżał do Toledo. Tam, w latach 1543-49 zbudowano w katedrze cesarskie wielkie organy. Uwierz mi, Mistrzu, że mógłbym mieszkać w tej katedrze i nigdy z niej nie wychodzić. Kochałem te organy…

INSPIRACJA WPISU: