Gdy tydzień temu spotkałem się z Moralesem, aby porozmawiać z nim o przyczynach nieobecności Gomberta w DNM-ie, zupełnie nie spodziewałem się, że zaowocuje to kilkoma godzinami pięknego słuchania. Morales, który był uczniem Gomberta i razem z nim śpiewał podczas uroczystości zaręczyn Isabelli Portugalskiej i cesarza Karola I w 1526 roku nie wdawał się w oceny jego prywatnego życia, ale na koniec powiedział rzecz znamienną:

– W hiszpańskim renesansie i bez Gomberta jest wiele wspaniałej muzyki. Bez przesadnej skromności mówiąc to i moje dzieła wcale jemu nie ustępują, a wielu mówi wręcz, że są znacznie ciekawsze…

Poprosiłem Cristóbala o wskazanie mi kilku jego ulubionych nagrań, a on uszczęśliwił mnie… swoją muzyką żałobną…

W pierwszej chwili trochę się nawet żachnąłem, ale gdy Morales dołożył jeszcze do listy linków płyty z motetami, w tym z motetami bożonarodzeniowymi postanowiłem nie oponować.

Już pierwsze wysłuchanie mszy „Missa pro Defunctis” wprawiło mnie w dobry nastrój, co biorąc pod uwagę, że słuchałem muzyki żałobnej, nie wystawia mi chyba zbyt dobrego świadectwa. Według mojej wiedzy jest to chyba jedno z pierwszych w historii muzyki requiem polifoniczne. Dwie wersje mszy: cztero- lub pięciogłosowa brzmią naprawdę nieźle, ale prawdziwa rozkosz była dopiero przede mną.

Morales oprócz mszy żałobnych skomponował również „Officium Defunctorum” – muzykę do wykorzystywania w trakcie uroczystości pogrzebowych. Prawdopodobną przyczyną napisania tej muzyki była potrzeba uświetnienia ceremonii pogrzebu Izabelli Portugalskiej w 1539 roku.

Muzyka ta tak przypadła władcom do gustu, że zarówno mąż Izabelli Karol V, jak i jego syn Filip II zażyczyli sobie jej wykonania podczas swoich pogrzebów. Dzięki temu życzeniu muzyka Moralesa dotarła aż do okupowanego przez Hiszpanów Meksyku.

Zgodnie z przekonaniem pierwszego franciszkańskiego biskupa Meksyku, Juana de Zumarragi, który twierdził, że muzyka to doskonały sposób nawracania tubylców na wiarę katolicką, do Meksyku zjechali z konkwistadorami muzycy ze swoimi instrumentami i z dziełami, które miały uczynić Meksykanów szczęśliwymi zaraz po ich wysłuchaniu…

W 1559 roku tuż po śmierci Karola V zorganizowano w Meksyku wielką ceremonię na jego cześć i wykonano wtedy muzykę pogrzebową nieżyjącego już wówczas Moralesa. Ceremonia odbyła się w założonym przez franciszkanów kościele San Jose de los Naturales, a ze szczegółami opisał ją Francisco Cervantes de Salazar, który w swoim „Imperial Tumulus” z roku 1560 podał między innymi kompletny opis muzycznej oprawy tych uroczystości.

Odśpiewano wówczas „Officium Defunctorum” Moralesa w obecności wicekróla Meksyku Alonso de Monchufara, szlachty, duchowieństwa, administracji kolonialnej i dwóch tysięcy Indian tworzących poddańczy pochód kierowany przez rdzennych gubernatorów czterech prowincji Meksyku i przez ponad dwustu swoich wodzów…

Wszystko wskazuje na to, że miał rację biskup de Zummaraga, że muzyka uszczęśliwi Indian. To właśnie oni wydawali się wyjątkowo szczęśliwi podczas ceremonii. Tylko złośliwi mogliby sobie pomyśleć, że przyczyną tej radości mogła być śmierć naczelnego wodza ich okupantów…

Muzyka leczy ciała i rozjaśnia dusze” – tak mówił Cristóbal de Morales a ja, wyobrażając sobie tych Indian, muszę to, co prawda z lekką przekorą, całkowicie potwierdzić…

INSPIRACJA WPISU: