Mój pierwszy kontakt z muzyką Steve’a Reicha zakończył się kilka tygodni temu sporym bólem głowy, a jego „Muzyka dla 18 muzyków”, choć sprawiła mi chwilową przyjemność, to nie wywołała jednak w przyszłości tęsknoty za sobą.

Na szczęście Steve’a nie ma jeszcze u nas, więc przynajmniej przed nim nie muszę się na razie tłumaczyć. Mam nadzieję, że gdy już do nas dotrze, to zrozumie cywilizacyjną przepaść pomiędzy nami i doceni chociaż to, że dla poznawania nowych dla mnie trendów w muzyce ryzykowałem nawet cierpieniem i bólem.

Cywilizacyjna odmienność między nami dotyczy oczywiście wszystkich aspektów codzienności, w tym również, a może przede wszystkim, techniki.

Mam nadzieję, że Reich wykaże więcej ogłady niż Honegger, który odtwarzając mi kiedyś swój „Pacific 231” skomponowany w 1923 roku, nie mógł zrozumieć, że ja nigdy za życia nie widziałem i nie słyszałem pociągu.

Dopiero wsparcie Berga i Weberna sprawiło, że dotarł do niego oczywisty fakt, że pierwszy pociąg w Niemczech ruszył osiem lat po mojej śmierci i na znacznej części trasy ciągnięty był przez konie. Pierwszą dalekobieżną linię kolejową tylko z trakcją parową uruchomiono dwa lata później, a w 1842 roku ukończono pierwszy odcinek wykorzystywany do transportu przemysłowego na linii Wrocław-Oława.

Słuchając pięknej muzyki Honeggera, nie potrafiłem sobie wyobrazić tej potężnej machiny wydającej zgrzytliwe, łomotliwe i piszczące dźwięki. Tak daleko moja wyobraźnia nie sięgała…

Z Reichem jest już łatwiej, jeśli chodzi o odgłosy pociągów, ale też nie jest łatwo. Steve nagrał odgłosy pociągów na taśmę magnetofonową i poddał je obróbce, a następnie włączył dźwięk odtwarzany z nagrania do muzyki granej na żywo.

Żeby było jeszcze nowocześniej, nagrał również ludzkie głosy i też odtworzył je z nagrania…

A żeby było jeszcze bardziej nowatorsko, wykonawcom swojej muzyki nakazał nagranie na taśmę dwóch wersji swojego kwartetu, aby połączyć je w trakcie występu z trzecią wersją graną na żywo. Nieźle, naprawdę nieźle. Ja bym chyba tego nie wymyślił…

Nie wiem, czy wszystkie te zabiegi przyniosłyby jednak sukces Reichowi, gdyby nie warstwa historyczno-emocjonalna. Ani nagrane dźwięki pociągów, ani ludzkie głosy nie są w jego utworze przypadkowe, lecz tworzą intrygującą opowieść.

Reich, pisząc muzykę na zlecenie dla Kronos Quartet, sięgnął do wspomnień z głębokiego dzieciństwa, gdy największą atrakcją w jego życiu były regularne podróże pociągami na linii Nowy Jork — Los Angeles z przesiadką w Chicago i z powrotem.

W wyniku rozwodu rodziców Steve jeździł w towarzystwie guwernantki co pół roku od matki mieszkającej w Los Angeles do ojca w Nowym Jorku… i z powrotem…

Dopiero jako dorosły mężczyzna Reich uświadomił sobie, że w tych samych latach po okupowanej przez Niemców Europie jeździły zupełnie odmienne pociągi, którymi tysiącami przewożono jego rówieśników do śmiercionośnych obozów koncentracyjnych…

Świadomość tego, że jego podróże pociągami jako żydowskiego dziecka urodzonego nie w Ameryce, ale na przykład w Niemczech, mogłyby być dramatyczną podróżą ku śmierci, poruszyła Reicha na tyle, że postanowił uwiecznić muzyką obraz tych różnych pociągów.

Odnalazł swoją nianię, odszukał tragarza z pociągu swojego dzieciństwa i z wielogodzinnych nagranych rozmów z nimi wybrał frazy, które transponował potem na muzykę. Tak samo zrobił z głosami trojga ocalonych z Holocaustu opowiadających najpierw o transportach śmierci, a następnie próbujących po wojnie wzbudzić w sobie spokój i pewność tego, że dźwięk jadącego pociągu nie musi przerażać.

Wszystkie głosy słychać w tle odgłosów pociągów i towarzyszących kolejowemu ruchowi dźwięków młotków stukających w koła, gwizdków kolejarzy i syren, które niekiedy brzmią jak ostrzeżenie przed powietrznym nalotem.

To naprawdę poruszająca historia, ale najbardziej uderzyło mnie jej zakończenie, gdy jeden z głosów mówi: „Wojna się skończyła”, a drugi odpowiada mu niepewnym echem: „Czy aby na pewno?”…

INSPIRACJA WPISU: