Jedną z najgłośniejszych nacji w naszym DNM-ie są bezwzględnie Polacy. Różne rzeczy można o nich powiedzieć, ale trudno raczej przejść obok nich obojętnie. Zajmują na stołówce niewielką grupkę stolików, ale zawsze jest u nich gwarno — czasami od śmiechu, czasami od niezwykle żywiołowych dyskusji.

Sami o sobie mówią, że oprócz silnie odczuwanego patriotyzmu można ich wyróżnić po jeszcze jednej emocjonalnej cesze, a mianowicie po dość szarmanckim traktowaniu kobiet, zwłaszcza pięknych kobiet…

Wcale nie jestem pewien, czy rzeczywiście Polacy wyróżniają się w tym względzie aż tak bardzo od innych cywilizowanych narodów, ale przyznać muszę, że zdarzają się takie chwile, że chętnie bym powielił ich spryt w nawiązywaniu relacji i w sztuce ich przekuwania na miłosne zdobycze. Ja nigdy tego nie umiałem…

Słuchałem dzisiaj wspomnień Witolda Lutosławskiego, który z wielką atencją mówił o pięknej 22-letniej skrzypaczce, którą nakłonił do przekroczenia granicy wierności muzyce romantyzmu i powierzył jej wykonanie na wskroś współcześnie brzmiącego dialogu skrzypiec z orkiestrą.

Lutosławski tak rozkochał tę piękność w swojej kompozycji, że nie tylko uczyniła z niej jeden ze sztandarowych punktów swojego repertuaru, ale też otwarcie wyznała tym nowym dla siebie brzmieniom miłość z zachwytu.

Nie wiem, czy Lutosławski wyczuwał, jak sławną skrzypaczką będzie w przyszłości ta śliczna dziewczyna, ale na pewno nie mógł przewidzieć tego, że zostanie ona kiedyś żoną André Previna, który siedział teraz obok niego, wspólnie z nim delektując się jakimś trunkiem i degustując rozłożone na paterze owoce.

Piękno młodziutkiej Anne-Sophie Mutter zdwojone anielskim brzmieniem jej skrzypiec już wcześniej oczarowało muzyczny dorosły świat. Gdy miała zaledwie 13 lat, wystąpiła z samym Karajanem, grając koncerty Mozarta. Przeskok do muzyki Lutosławskiego był dla niej tak wielkim krokiem we współczesność, że sama długo nie wierzyła, że jest w stanie go wykonać:

W 1985 roku był to dla mnie ogromny szok, ponieważ nigdy wcześniej nie wykonywałam muzyki współczesnej. Lutosławski był pierwszy. Kiedy dostałam partyturę, wydała mi się zbiorem hieroglifów. Miałam obawy, czy potrafię tę muzykę zrozumieć, wnieść do niej coś osobistego. Pojęłam, że kompozytor czegoś się ode mnie domaga i że to coś jest we mnie. Lutosławski potrącił nutę, która jeszcze nie brzmiała. To był przełom w moim muzycznym rozwoju”.

A Lutosławski, starszy już wtedy pan z Polski, dzięki grze pięknej młodej genialnej Mutter przeżył muzyczną ekstazę, jakiej nie doznał ani nigdy wcześniej, ani nigdy później:

Ja tego momentu nigdy w życiu nie zapomnę. To było dla mnie coś zupełnie wyjątkowego. Nie wyobrażałem sobie, że moja muzyka może tak brzmieć. Na czym to polegało, ta nieprawdopodobna siła i moc tej muzyki? Otóż to jest artystka, która ma niezwykle bogaty repertuar emocjonalny gry — gama rodzajów, nastrojów jest kolosalna. Nie ma ani jednej chwili, żeby jej wykonanie było obojętne. Wszystko, każdy drobiazg w jej grze mówi coś bardzo ważnego. Nigdy nie odważyłem się marzyć o takim brzmieniu i takiej interpretacji moich kompozycji skrzypcowych. Jestem jej za to nieskończenie wdzięczny”.

Pół wieku różnicy wieku nie przeszkodziło przyjaźni tej dwójki wspaniałych muzyków. Lutosławski dla Anne-Sophie skomponował nawet kołysankę w prezencie z okazji pierwszego jej ślubu, a ja wielokrotnie słyszałem żal w jego głosie, że nie udało mu się przed śmiercią dokończyć pracy nad koncertem skrzypcowym przeznaczonym dla swojej muzy.

Sam Lutosławski, kompozytor niezwykle wobec siebie krytyczny, uznał ten właśnie „Łańcuch 2” będący dialogiem skrzypiec i orkiestry za jedyne swoje dzieło, które w pełni go satysfakcjonowało…

Nazwa kompozycji brała się z tego, że poszczególne części zazębiają się jak ogniwa łańcucha, partie skrzypiec solo rozpoczynają się i kończą wtedy, gdy kolejna fraza grana przez orkiestrę jest już w toku, ale śmiało można metaforycznie powiedzieć, że tych dwoje wspaniałych muzyków utwór ten złączył łańcuchem tak trwałym, jak silne potrafią być tylko obsesyjne pasje…

INSPIRACJA WPISU: