Gdyby ktoś mi zlecił sporządzenie listy 100, 200, 300 najpiękniejszych dla mnie utworów z muzyki klasycznej to miałbym z tym zadaniem przeogromny kłopot. Jestem pewny, że taka lista za każdym razem okazywałaby się zbyt krótka…

Gdyby mnie jednak ktoś zapytał, jaki jest ten jeden jedyny utwór, do którego wraca się jak do rodzinnego domu, za którym tęskni się i czule go wspomina, o którym chce się opowiadać przyjaciołom i nieznajomym, to tutaj nie miałbym żadnych wątpliwości…

Adagio Spartakusa i jego żony Frygii z baletu Arama Chaczaturiana pokochałem miłością trwałą i wierną… Płakałem z pięknymi wykonaniami i wściekałem się z kiepskimi… Poznałem jego jasne i ciemne strony słuchając setek wykonań z całego Nekronetu i wciąż niezaspokojony tęsknię za kolejnymi… Odczuwam szczęście, radość i czasami ból… Czyż to nie jest miłość?

Sam nie wiem, co mnie wzięło na takie wynurzenia… I niech mi teraz ktoś spróbuje powiedzieć, że nie jestem romantykiem…! Może to ten mój „Skrzypcowy” tak mnie rozczulił?

„Spartakus” Chaczaturiana to balet kompletny. Zawiera wszystko: dramaturgię libretta, epicką, batalistyczną muzykę dostosowaną do opisu losów bohatera, nieoczekiwany liryzm wyrastający na polu bitwy jak nieskalana róża. W pierwszych dwóch wersjach była też i zdrada, ale ten wątek niezbyt pasował ówczesnej władzy, która i na muzyce trzymała swe partyjne łapy…

Gdy w 1950 roku Chaczaturian wraz ze swoją drugą żoną Niną Makarową poszedł na setne przedstawienie „Kopciuszka” Prokofjewa i wzruszony spektaklem napisał gratulacyjny list do Siergieja, nie mógł się spodziewać, że ten w geście sympatii odwdzięczy się podesłaniem Aramowi swojego librecisty z „Kopciuszka”.

Wołkow przyjechał do Arama z pomysłem wielkiego spektaklu bazującego na historii Spartakusa — pojmanego do niewoli króla Tracji i przyszłego wodza buntu gladiatorów. Libretto Wołkowa stwarzało niezwykle bogate pole do inspiracji, a Aramowi bardzo przypadła do gustu idea baletu heroicznego z niewielką dozą melodramatu, który zapewnić miała rola żony Spartakusa — Frygii.

Jak sam napisał na pierwszej stronie rękopisu baletu „przystąpił do pracy z uczuciem niezwykłego podniecenia twórczego”. Udał się w trasę po Włoszech, gdzie studiował zabytkowe obrazy i rzeźby, i oglądał starożytne budowle Rzymu. Szukając natchnienia, zwiedził nawet baraki gladiatorów i arenę Koloseum. Do stworzenia „Spartakusa” przygotowywał się ponad 3 lata.

Gdy rok po premierze baletu miał szczęście odwiedzić Sibeliusa z okazji jego 90 urodzin i opisał mu proces przygotowywania się do komponowania Spartakusa, Jean powiedział dobrotliwe:

„Jeden pisze muzykę głową lub stopami, drugi — sercem”.

Chaczaturian, oprócz zbierania wiedzy i wędrówek po Rzymie śladami Spartakusa włożył w swój balet całe muzyczne serce. Jeden z krytyków (Asafjew) napisał po wysłuchaniu premiery:

„To przede wszystkim święto muzyki. Jest coś Rubensowego we wspaniałości jego radosnych melodii i luksusu orkiestrowych brzmień. Nie tylko splendor, ale także obfitość i hojność: skupisko melodii i ozdób!

Niesamowita łatwość komponowania pięknych melodii była tym bardziej niezwykła, że Chaczaturian długo nie miał żadnego (!) wykształcenia muzycznego.

Urodził się w Kodzhori, na przedmieściach gruzińskiego Tiflis (obecnie Tbilisi) w ormiańskiej rodzinie biednego introligatora. Jak później napisał:

Stare Tiflis to miasto dźwięków, miasto muzyki. Spacerowałem ulicami, aby zanurzać się w muzycznej atmosferze, którą tworzyły różne źródła…”. Ulice rodzinnego miasta stanowiły pierwszą muzyczną szkołę Chaczaturiana.

Dopiero w wieku 18 lat, nie znając języka rosyjskiego i nie potrafiąc nawet czytać nut, wyjeżdża sam do Moskwy i zapisuje się do Instytutu Gnesina do klasy wiolonczeli, a później do klasy kompozycji. W krótkim czasie nie tylko nadrabia zaległości w nauce, ale staje się jednym z najlepszych studentów, uzyskując prawo do występów na koncertach w Małych i Wielkich Salach Konserwatorium Moskiewskiego, do którego przeniósł się w 1929 roku.

Muzyczna Moskwa tamtych lat była jak Wiedeń za moich czasów. Z całej radzieckiej Azji zjeżdżali do centrum muzycy, wnosząc do wspólnej puli klimat i tradycje wszystkich sowieckich republik. Chaczaturian wniósł do muzyki rosyjskiej armeńską kulturę i nigdy jej nie porzucił ani się jej nie wyparł. Nawet wtedy, gdy groziło mu zesłanie na Syberię za odrzucany przez władze partii domniemany formalizm. Spartakus z Tracji, jego żona Frygia i tancerki na uczcie u rzymskiego konsula Krassusa tańczą w rytm armeńskich ludowych melodii…

Muzyka Chaczaturiana to niezwykła skarbnica melodii — gwałtownych, hałaśliwych, dynamicznych i skocznych, czasami w swej rytmiczności wręcz banalnych. A od czasu do czasu lirycznych i delikatnych jak wiatr pieszczący trawę na armeńskim stepie. Mnie ze wszystkich cudnych melodii Arama, zarówno tych ze „Spartakusa”, jak i z wcześniejszego „Gajane” i z „Maskarady” najcelniej ormiańską strzałą dosięgło Adagio… Jak powrót do domu! Jak miłość!

INSPIRACJA WPISU: