Wybierałem się dzisiaj do Szostakowicza z prośbą o wyjaśnienie znaczenia nazwy, jaką nadał swojej „Jedenastej”. Użyta sama data, a w zasadzie nawet wyłącznie sam rok muszą wskazywać nie tylko na znaczenie tego roku dla Dymitra, ale również musiał być on pewien, że nazwa „Rok 1905” będzie czytelna w powszechnym odbiorze.

Wiedziałem, że Szostakowicz stworzył swoją symfonię z okazji 40. rocznicy rosyjskiej rewolucji październikowej z 1917 roku i tym bardziej nie pasowała mi data użyta w nazwie. Nie rozumiałem również znaczenia określeń poszczególnych części symfonii.

„Plac pałacowy”, „9 stycznia”, „Wieczna pamięć” i „Dzwon alarmowy” mogły zapowiadać zarówno pałacową bajkę, jak i wspomnienie o czymś, co zdarzyło się w styczniu 1905 roku i godne jest wiecznej pamięci, stanowiąc jednocześnie ostrzeżenie na przyszłość.

Przed pójściem do Dymitra postanowiłem posłuchać tej jego symfonii. Nigdy dotychczas jej nie słyszałem, ale po tych dziełach Szostakowicza, które już znam, oczekiwania miałem ogromne.

Do odsłuchu w pierwszej kolejności wybrałem na Spotify tych dyrygentów, których często widuję z Szostakowiczem podczas przechadzek po DNM-owym ogrodzie. Ze sposobu, w jaki się do siebie odnoszą wyraźnie widać, że Dymitr jest przyjaźnie zaprzyjaźniony i z Mrowińskim i z Rostropowiczem i z Kondraszynem. Coraz częściej dołącza do nich również Stokowski.

Po raz kolejny muzyka Dymitra nie tylko nie sprawiła mi zawodu, ale uczyniła mnie szczęśliwym. Na dodatek muzyka ta jest tak ilustracyjna, że przed oczyma przewijał mi się film odmalowany dźwiękami kotłów, werbli, perkusji, przenikliwego piccolo i dzwonu bijącego na larum…

Sięgnąłem do Nekronetu i wpisałem „rok 1905” w wyszukiwarkę. Do muzyki Szostakowicza pasowała jak ulał tylko jedna informacja: rewolucja styczniowa, w której trakcie carskie oddziały kozackie i policja spacyfikowały protestujących przed Pałacem Zimowym w Petersburgu, zabijając i raniąc w czasie tzw. krwawej niedzieli prawie 1200 osób spośród demonstrantów chcących wręczyć carowi pokojową petycję…

Ta treść wypełniła muzykę z „Jedenastej” Szostakowicza do ostatniej nuty, nadając jej jeszcze większą emocjonalną barwę i dramatyczny sens.

Przeczytałem również, że Dymitr w swojej muzyce zacytował aż dziewięć rewolucyjnych pieśni powszechnie znanych Rosjanom i zrozumiałem, że nigdy nie będę umiał odebrać tej symfonii tak w pełni, jak zrobić to mogą rodowici potomkowie rewolucjonistów z Rosji.

Odczułem nieodpartą chęć podzielenia się z Dymitrem swoim odkryciem i swoimi przemyśleniami i już byłem gotów udać się do niego z niezapowiedzianą wizytą, gdy nagle dotarła do mnie myśl, że pokochałem tę symfonię już wtedy, gdy nie znałem jeszcze treści, które opisywała…

Po chwili opanowała mnie kolejna myśl, że koniecznie muszę się dowiedzieć, przed czym Szostakowicz tak ostrzega dzwonami w finale swej symfonii. Wróciłem do przeglądania Nekronetu i znalazłem informację, że Dymitr zaczął tworzyć „Jedenastą” zaraz po rosyjskiej agresji na Węgrzech w roku 1956 tłumiącej powstanie, które nastąpiło po tym, jak reżimowe siły węgierskie brutalnie stłumiły demonstrację na placu przed parlamentem w Budapeszcie, zabijając ponad 600 osób…

Czas upływa, zmieniają się państwa i ustroje, a ludzkie zachowania pozostają bez zmian. Musiało go wręcz traumatycznie zaboleć, że jego własny kraj, szczycący się mianem republiki wciąż potrafi zabijać jak w 1905…

INSPIRACJA WPISU: