Odwiedził mnie dzisiaj Hector Berlioz w towarzystwie Carlosa Kleibera. O ile Hector gotowy był całować mnie po rękach i wpatrywał się we mnie z niemym uwielbieniem, to Carlos spoglądał na mnie wyraźnie naburmuszony.

Pierwszy odezwał się Berlioz:

– Mój Mistrzu, dopiero po twoim wpisie w kronice o Carlosie odnalazłem jego nagrania i oszalałem z zachwytu. Udało mi się namówić go na odwiedziny u ciebie, choć muszę przyznać, że przyszło mi to z trudem…

– Dlaczego Carlosie? Przecież byłeś już u mnie z wizytą wielokrotnie i zawsze byłeś miłym gościem…

– No właśnie. Wielokrotnie… Po przybyciu do DNM-u miałem nadzieję, że znajdę tu kontemplacyjny spokój i niczym niezakłócony dostęp do muzyki całego świata. Samotny dostęp, bo akurat ja takiego właśnie potrzebuję. Od czasu, gdy kilkakrotnie napisałeś o mnie w kronice moja anonimowość i upragniony spokój prysnęły jak mydlana bańka…

– Niesiesz nam radość, niesiesz mi radość i jestem ci za to niezmiernie wdzięczny. Czy to naprawdę tak mało?

Stojący dotychczas z boku Hector przybliżył się do Carlosa i powiedział prawie szeptem:

– Mogę to potwierdzić. Mnie też obdarzyłeś szczęściem. Jeśli już, to właśnie ja i z tego, co słyszę również wielu innych mieszkańców naszego Domu, moglibyśmy mieć do ciebie pretensje o zawłaszczenie kilku symfonii Mistrza. Kto chce słuchać innych wykonań „Piątej” po tym, gdy wysłucha twojego. No kto?

Nie wypadało mi tego głośno potwierdzić, ale też i nie zaprzeczyłem, a do Berlioza uśmiechnąłem się z akceptacją…

Podszedłem do Carlosa, stanąłem naprzeciw niego i patrząc mu wprost w coraz bardziej śmiejące się oczy powiedziałem z przekorą w intonacji głosu:

– Jesteś artystą, wielkim artystą, masz prawo stroić fochy… Nie rób tego jednak u mnie, proszę…

Berlioz przyglądał się nam i tylko czekał na moment, w którym mógłby wygłosić jeden ze swoich peanów na moją cześć. Już się do nich przyzwyczaiłem, ale… pochwał nigdy za wiele. Przecież też jestem artystą…

– „To bez wątpienia najsłynniejsza z symfonii, w której Beethoven dał wyraz swojej ogromnej wyobraźni, nie kierując się ani nie polegając na żadnym zewnętrznym źródle inspiracji…” – rozpoczął Berlioz.

– No przecież wiem – próbował się wtrącić Kleiber, ale Hector nawet nie spojrzał w jego stronę.

„…wydaje się powstawać bezpośrednio i wyłącznie z geniuszu Beethovena. Rozwija w nim własne intymne myśli, chodzi o jego tajne cierpienie, skoncentrowany gniew, marzenia pełne smutnej rozpaczy, jego nocne wizje, wybuchy entuzjazmu. Formy melodii, harmonii, rytmu i pisma orkiestrowego są tak samo indywidualne i nowatorskie, jak potężne i szlachetne”…

– Za chwilę na pewno nawiąże do Szekspira, posłuchaj – szepnąłem do Carlosa.

– „… Pierwsza część przedstawia te burzliwe uczucia, które poruszają wielką duszę ogarniętą rozpaczą – nie spokojną i skoncentrowaną rozpacz, która ma atmosferę rezygnacji, ani też ponurą i cichą rozpacz Romeo godzącego się ze śmiercią Julii, ale raczej przerażającą furię Otello, gdy słyszy z ust Jago jadowite oszczerstwa, które przekonują go o zbrodni Desdemony. Czasami nastrój to szaleństwo majaczenia, które wybucha przerażającymi okrzykami, a innymi chwilami to przesadna rozpacz, która wyraża jedynie żal i litość. Posłuchaj tych orkiestrowych dialogów pomiędzy smyczkami i dętymi, które stają się słabsze, gdy przychodzą i odchodzą, jak bolesny oddech umierającego mężczyzny, a następnie ustępują gwałtownym gestom, w których orkiestra wydaje się ponownie powstawać, ożywiana błyskawicami gniewu. Zobacz tę drżącą orkiestrę wahającą się przez chwilę, a następnie pędzącą w całości, podzieloną na dwa ogniste strumienie lawy. Czy możesz zaprzeczyć, że ten namiętny styl pisania wykracza poza wszystko, co napisano wcześniej w muzyce orkiestrowej”?

Kleiber stał nieruchomo i słuchał jak zaczarowany.

– I ty to wszystko usłyszałeś w moim wykonaniu? – w końcu wydusił z siebie.

– Tak, Carlosie…od „kiedy usłyszałem tego przerażającego giganta Beethovena, wiem, jaki etap osiągnęła sztuka muzyczna, a moim celem jest zabranie go stamtąd i popchnięcie go dalej… nie dalej, to niemożliwe, osiągnął granice sztuki, ale tak daleko w innym kierunku” jak tylko się da. Ty właśnie to robisz i nie dąsaj się, proszę na mojego Mistrza. „Beethoven nie jest człowiekiem, a kiedy ty sam jesteś tylko człowiekiem, nie powinieneś osądzać Boga…

INSPIRACJA WPISU: