Zeszłotygodniowa akcja Donizettiego i Belliniego skierowana przeciwko Marii Callas nie spowodowała wprawdzie większych towarzyskich konsekwencji, ale nauczyła mnie ostrożności.

Powinienem zachowywać jak najdalej idący obiektywizm, ale nie za bardzo wiem, jak to w praktyce uzyskać, gdy prawie każdy, kto do mnie przychodzi, prędzej czy później porusza kwestie osobiste.

Często ma to zasadnicze przełożenie na jakość i rodzaj tworzonej muzyki. Również Gaetano Donizetti chowający się u mnie przed świtą Marii, gdy tylko poczuł się bezpiecznie, zaraz zaczął mi opowiadać o swojej żonie i dzieciach.

Virginię poznał w Rzymie jako 13-letnią dziewczynkę i zgodę jej rodziców na ożenek uzyskał dopiero kilka lat później, gdy po podpisaniu umowy na dwie opery rocznie dla teatru w Neapolu zagwarantował utrzymanie przyszłej rodziny.

Przymus kompozycji dwóch oper rocznie był dla Gaetano istnym drobiazgiem. Tylko raz w karierze, po dotkliwej klapie jednej z pierwszych swoich oper i zamknięciu przed nim drzwi w mediolańskiej La Scali aż na osiem lat, nie komponował przez półtora roku. Gdy trzeba było się spieszyć, pełną operę potrafił skomponować w osiem dni. Tak było z „Napojem miłosnym”!

Szczęśliwy w małżeństwie, a po premierze „Anny Boleyn” mocno również doceniony w światku muzycznym, mógł sobie pozwolić na lekkie odstępstwa od kopiowania stylu utrwalonego przez dzieła Rossiniego. Dotychczas każdy, kto chciał zaistnieć we włoskim świecie opery, musiał zachować kanony twórcy „Cyrulika sewilskiego”.

Zawodowe i prywatne powodzenie sprzyjało szybkiemu tworzeniu radosnych oper komicznych, które nie stwarzały swą treścią problemów z cenzurą i były jednocześnie bliskie gustom szerokiego spektrum słuchaczy.

Taka też była błaha opowiastka o magicznym napoju otwierającym swą mocą serca zakochanych, którzy z różnych przesłanek poszukiwali uczuć i w tym swoim atawistycznym dążeniu do znalezienia miłości, szczęścia i materialnego powodzenia nie zwracali zupełnie uwagi, że pozornie spełniający ich marzenia tajemny eliksir był jedynie zwykłym winem pośledniego gatunku.

Ten fałszywy katalizator uczuć staje się towarem tak pożądanym, jak pożądane mogą być tylko najsilniejsze ludzkie pragnienia. Każde z nich spełniane jest wprawdzie bez wpływu cudownego eliksiru, lecz obdarowani wolą wierzyć w jego magiczną moc, nie zdając sobie sprawy z tego, że upici mocnym winem wyzwolili w sobie zdolność do łatwiejszego okazywania uczuć.

Kochający Adinę Nemorino zaciąga się do wojska, gdy widzi swoją ukochaną flirtującą z bogatszym rywalem w żołnierskim mundurze. Wzbudza tym czynem jej zainteresowanie, a gdy widzi na policzku wzruszonej Adiny pojedynczą sekretną łzę, odbiera to jako oznakę jej miłości i przypisuje to działaniu magicznego miłosnego napoju.

Biedny Nemorino upity winem jest jedną z ostatnich osób, do których dociera wiadomość o otrzymaniu spadku, który uczynił go bardzo bogatym…

Do końca spektaklu nie wiemy, czy podkreślona przecudną arią łza („Una furtiva lagrima”) nie była przypadkiem łzą pożegnania z przystojnym sierżantem emablującym Adinę, która ponownie wybrała bogatszego…

Może to majątek był dla niej najsilniejszym miłosnym eliksirem?

Jest w tej operze oprócz pięknego śpiewu pięknych melodii spora doza wzruszeń i delikatności, tęsknoty za uczuciami i melancholijnej emocjonalności. Tak właśnie w operze rodziła się epoka romantyzmu…

Za kilka lat śmierć obojga rodziców, zgony młodej żony i trojga dzieci, a w życiu zawodowym kłopoty z cenzurą mocno zmieniły twórczość Gaetano. Inne uczucia zaczęły dominować, ale przynajmniej nie trzeba było ich już ukrywać…

INSPIRACJA WPISU: