Muszę uważać na każde słowo, którego używam. Jak się okazuje, wszystko może być użyte później nie do końca zgodnie z moimi intencjami. Wystarczyło, że przedwczoraj nieopatrznie napisałem ciepło o „Impromptus” Schuberta, a ten znowu wpatruje się we mnie jak wierny pokojowy piesek. A ja wcale za nim aż tak bardzo nie przepadam… Nie mam specjalnej ochoty na spotkania z Franzem, na długie z nim rozmowy, na wspólne spacery…

No tak, pewnie przeczyta to za chwilę i jak nic obrazi się na wieki, a może i na stałe. Może jednak zrozumie, że ja taki towarzyski jak on nie jestem i nigdy nie byłem. Przeciwnie niż on żyjący w stałej symbiozie z licznym gronem przyjaciół i wielbicieli ja jestem samotnikiem, emocjonalnym egoistą i nie zamierzam się zmieniać.

Żeby słuchać cudnej muzyki Schuberta, nie muszę się z nim zaprzyjaźniać, bratać. Potrzebuję ciszy, spokoju i samotności, a nie stałego nachalnego dopytywania, czy mi się podoba…

Może trochę przemawia przeze mnie zazdrość, że komponowanie przychodziło Franzowi tak łatwo? Ileż ja się namęczyłem, żeby skomponować sensowny cykl pieśni, a gdy w końcu napisałem „Do odległego ukochanego” (”An die ferne Geliebte”), to szybko okazało się, że „Piękna młynareczka” Franza jest i tak z innego świata… A po niej jeszcze ten kolejny cios w postaci „Podróży zimowej”. Naprawdę można się było załamać…

Ta „Winterreise” jest odmienna od całej pozostałej twórczości Schuberta, której charakterystyczną cechą było balansowanie na granicy światła i cienia. W „Podróży zimowej” trudno jednak znaleźć jakiekolwiek ślady światła, siłą rzeczy nie ma też i cienia. Jest tylko dość ponura melancholia obrazująca fakt, że „życie straciło swój róż i nadeszła zima”. Franz już witał się ze śmiercią i na pewno nie było mu łatwo. Miał przecież dopiero 30 lat…

W naiwnej i sentymentalnej poezji Wilhelma Müllera o utraconej miłości Schubert odnalazł egzystencjalną rozpacz i rezygnację podkreślaną zimowymi obrazami ciemności, zimna i jałowości wszechogarniających samotnego wędrowca zmierzającego donikąd…

Pierwsi słuchacze „Podróży zimowej” – przyjaciele, uczestnicy Schubertiad u Schobera byli zdumieni nie tylko niespotykanym u Franza ponurym nastrojem piosenek, ale i tym, że Schubert rozpłakał się po ich odśpiewaniu i długo nie mógł się uspokoić.

Tłumacząc swój stan i odmienność piosenek, Franz zdumiał słuchaczy jeszcze bardziej wyznaniem, że „te mrożące krew w żyłach piosenki podobają mu się bardziej niż cała dotychczasowa reszta, a z czasem również innych zadowolą”.

24 pieśni stworzyły całą zamkniętą opowieść. Widzimy nieznajomego młodzieńca, który zdobył miłość dziewczyny, lecz porzucony odchodzi w środku zimowej nocy w ciemność, a przechodząc obok jej domu, pisze na bramie pożegnalne „dobranoc” (1. „Gute Nacht”), nie zwracając uwagi na łopoczącą na dachu chorągiewkę, która targana zmieniającymi kierunek podmuchami wiatru, prześmiewczo wskazuje na niestałość dziewczęcego serca (2. „Die Wetterfahne”).

Na nic zdają się łzy młodzieńca, który sam do siebie ma pretensję, że nie są one na tyle gorące, aby roztopić otaczający go lód oziębłego serca, lecz zamarzają już na policzkach (3. „Gefror’ne Tränen”). Chce stopić łzami lód i śnieg, aby zobaczyć ślady stóp ukochanej tam, gdzie kiedyś szli przez zieloną łąkę, lecz z przerażeniem zauważa, że wspomnienia coraz bardziej zastępuje mu odrętwiający zimny ból (4. „Erstarrung”).

Dochodzi do lipy, która kołysana na wietrze szumi mu o szczęśliwych chwilach spędzonych z ukochaną i zaprasza go, by spoczął, obiecując ukojenie, które natychmiast brutalnie odbiera mu zimny wiatr przepędzający wspomnienia (5. „Der Lindenbaum”). Jeszcze potok szemrzący niedaleko obiecuje, że zaprowadzi go z nurtem prosto pod dom ukochanej, gdy tylko stopnieją śniegi i lód i kusi go by został… (6. „Wasserflut”).

Strumyk obiecuje, że pod grubą warstwą lodu wciąż jest rwącym potokiem, który ożywi utraconą miłość (7. „Auf dem Flusse”). Pokusa jest na tyle silna, że młodzieniec zapomina na chwilę o ucieczce z miasta na oślep, byleby dalej od upokorzenia i utraty, i wspomina letnie chwile szczęścia i oczy ukochanej promieniejące radością na jego widok (8. „Rückblick”).

Już gotów byłby wrócić i czekać pod jej drzwiami, lecz zwodniczy błędny ognik sprowadza go na manowce, przywołując u otępiałego z bólu wędrowca wizję pogrzebu, dopiero podczas którego grzebane są w grobie wszelkie smutki (9. „Irrlicht”). Zmęczony i obolały odpoczywa chwilę w małym domku, lecz szybko się okazuje, że rozpacz nie potrzebuje wytchnienia, a zranione serce wciąż chce cierpieć bez ukojenia (10. „Rast”).

Nawet sen nie przynosi trwałej ulgi. Przepływające przed sennymi oczyma obrazy zielonej wiosny zwiastującej śpiewem ptaków nadzieję, okazują się po przebudzeniu liśćmi namalowanymi szronem na oknie, za którym widać ciemność, czuć ziąb i słychać w oddali skrzeczące kruki i wrony (11. „Frühlingstraum”). Młodzieniec uświadamia sobie swą bolesną samotność i pogodzony z losem przemierza drogę ponury, zrezygnowany, przez nikogo niezauważany (12. „Einsamkeit”).

Gdzieś z oddali wiatr przynosi echo pocztowej trąbki, co przez mgnienie serca pobudza w nim wiarę w otrzymanie ratującej go wiadomości od ukochanej (13. „Die Post”). Bezskutecznie. Pobielone mrozem włosy wyglądające na starcze dają mu nadzieję na rychłą śmierć i uwolnienie się od cierpienia, ale lekki promyk słońca zdejmując mu szron z włosów i przywracając obolałą młodość, wprawia go w rozpacz (14. „Der greise Kopf”).

Cieszy go wrona śledząca jego kroki i czekająca na łup. Zachęca ją do wytrwałości, mówiąc jej, że to nastąpi już niedługo (15. „Die Krähe”). Szukając swej ptasiej towarzyszki, zauważa na jednym z drzew ostatni trzymający się gałęzi liść i widok ten wyzwala w nim nadzieję, a gdy zerwany powiewem wiatru liść opada na ziemię, upada pod drzewem i płacze nad ostatnią utraconą nadzieją. Słaba to nadzieja pokładana w jednym drżącym na wietrze listku… (16. „Letzte Hoffnung”).

Pozbawiony nadziei, ogołocony z sennych marzeń, reaguje na dochodzący z odległej wioski odgłos szczekających psów, wyobrażając sobie śpiących wieśniaków śniących swoje sny i drwi z nich, wiedząc już, jak bardzo są one złudne i ulotne (17. „Im Dorfe”). Nawet poranek nie jest dla niego życzliwy. Budzi go burza, rozdzierająca piorunem niebo jakby rozrywała serce (18. „Die stürmische Morgen”).

Chwilowe przejaśnienie po burzy okazuje się wyłącznie złudzeniem ciepła, jasnego domu i kochającej żony w środku (19. „Täuschung”). Takim samym mirażem jest napotkany drogowskaz, który kieruje młodzieńca na bezdroża wśród ośnieżonych górskich szczytów. Jak zranione zwierzę szukające schronienia, aby umrzeć w samotności, podąża opustoszałymi ścieżkami, pogodzony z losem, poddany rozpaczy i bezdennemu smutkowi, i coraz bardziej pewny jest, że podążą drogą, z której nikt jeszcze nie powrócił (20. „Der Wegweiser”).

Dochodzi do karczmy, która okazuje się cmentarzem. Chciałby już wejść i rozgościć się, ale okazuje się, że wszystkie miejsca są zajęte i nie da się jeszcze zakończyć wędrówki (21. „Das Wirtshaus”). Rozczarowany, resztką sił podejmuje ostatnią próbę buntu, strzepuje śnieg z twarzy i nie znajdując Boga nawet na cmentarzu, sam siebie mianuje Bogiem (22. „Mut!”).

Po raz ostatni wspomina swą ukochaną, przyrównując jej oczy do słońc na niebie, a zrozpaczony tym, że zgasły, oczekuje nadejścia ostatecznych ciemności, sam siebie łudząc, że dopiero wtedy będzie szczęśliwy (23. „Die Nebensonnen”). Słyszy z oddali melodię tak smętną, jakby towarzyszyła najbardziej przygnębiającemu pożegnaniu przed podróżą w ostatnią drogę. Widząc u wejścia do wioski bosego żebraka grającego na lirze korbowej wyłącznie dla siebie i dla warczących na niego psów, z pustą miską żebraczą, ze zdrętwiałymi z zimna palcami, a jednak nieprzerwanie kręcącego korbą swojej liry wie wreszcie, że znalazł przewodnika… (24. „Der Leiermann”)

Schubert pewnie mnie wyśmieje za taką interpretację „Podróży zimowej”, ale niech tam… Dla mnie to niesamowita muzyczna opowieść o żegnaniu się ze światem, o samotnym marszu drogą, którą każdy z nas przejść będzie musiał samotnie, o niespełnieniu… Ech, Franz… Miałeś wtedy tylko 30 lat!

INSPIRACJA WPISU: