Nawet się tego nie spodziewałem, ale kilka wpisów o Purcellu w mojej kronice sprawiło, że stał się on w ostatnich dniach osobą rozrywaną towarzysko. Dzisiaj przysiadła się do niego nawet grupka Francuzów. Widziałem obok Henry’ego i Couperina, i Lully’ego, i de Lalande’a. Miłe…

Słyszałem strzępki ich rozmów, w których ku mojemu zdumieniu dość często pojawiało się nazwisko Mozarta. Zaskoczony tym, przybliżałem się do stolika Purcella, chcąc usłyszeć więcej i nagle dotarły do mnie słowa, które sprawiły, że bezwolnie uśmiechnąłem się sam do siebie:

– Twoje utwory i dzieła Mozarta to najsłodsza muzyka, jaką kiedykolwiek skomponowano…

Nie widziałem, który z Francuzów wypowiedział te słowa do Purcella, ale nie miało to zbytniego znaczenia. Stałem obok nich jeszcze przez chwilkę i dość długo docierało do mnie, że usłyszane słowa nie spowodowały we mnie ani żadnego buntu, ani zazdrości, ale całkowitą akceptację.

Szkoda, że sam nie wpadłem na takie porównanie… To pewnie przez to stałe dziecinne przekomarzanie się z Wolfgangiem nie traktuję go jako właściwego punktu odniesienia. A tu proszę… Siedemnastowieczni Francuzi pokazali mi coś oczywistego, czego sam nie zauważałem.

Wróciłem do swojego pokoju i postanowiłem zrobić eksperyment. Planowałem co prawda kolejne wpisy o Purcellu, tym razem o jego dziełach operowych, ale podkusiło mnie, aby posłuchać z tych jego oper i krótkich pół-oper samej tylko muzyki instrumentalnej. Wyszukałem kilka wykonań w Spotify, zasiadłem wygodnie w fotelu i z wyczuwalnym napięciem czekałem na pierwsze dźwięki. Czy będę tak zachwycony, jak wieloma kompozycjami Wolfganga? Czy ten Francuz naprawdę miał rację, czy też tylko sprawiał grzeczność Purcellowi, porównując go z Mozartem?

Na odpowiedź na te pytania nie musiałem czekać długo. Zaskoczyło mnie jedynie to, że wielokrotnie muzyka Purcella wydała mi się ciekawsza, piękniejsza niż dzieła Mozarta, a na pewno rzucało się w uszy coś niesamowitego, że pomimo braku nowoczesnych form, nowoczesnej orkiestracji, nowoczesnych instrumentów, muzyka Henry’ego zachowała tak piękną, wciąż całkowicie satysfakcjonującą świeżość.

Zrezygnowałem z kolacji i wciąż wybierałem kolejne utwory Henry’ego i z każdą kolejną sonatą, fantazją, pawaną czy orkiestrową suitą coraz bardziej przyznawałem rację temu Francuzowi ze stołówki, porównującemu Purcella z Mozartem. To naprawdę słodka muzyka…

INSPIRACJA WPISU: