Zdarzyła się dzisiaj rzecz dość niespodziewana. Jeszcze przed posiłkiem podszedł do mnie na stołówce Francesco Cilea z podziękowaniem za to, że wspomniałem o nim w swojej kronice. Jak się okazało, było to dla niego bardzo ważne, bo od dłuższego czasu tkwił w depresji wywołanej wspominaniem kompozycyjnej niemocy ostatnich lat swojego życia.

Bardzo chciał tworzyć piękną muzykę, a jednak natchnienie nie przychodziło…

Rozmawialiśmy dosyć długo, a po chwili przysiadł się do nas Prokofjew…

– Czemu obaj macie takie minorowe miny?

– Dobrze, że jesteś Siergieju. Może ty dałbyś radę powiedzieć coś mądrego Francesco, który wpadł w dołek niedowartościowania?

– Kiepski pomysł Mistrzu. Ja też czasami nie mogę się z tym uporać.

– Jak to? Przecież ty jesteś ogólnie znany i powszechnie ceniony…

– Nie wiesz do końca Francesco, z czym musiałem się mierzyć… Żyłem w państwie, w którym, o tym czy jesteś geniuszem, czy miernotą decydowali politycy i urzędnicy. Radziecki rząd potępił moją „Szóstą”, pozbawił mnie państwowej emerytury i co ważniejsze, odebrał mi reputację. Oficjalnie zostałem uznany za muzyczną miernotę i jednocześnie stanąłem na kraju nędzy.

– Najgorsze jednak było to, co zrobiłem później… Aby wrócić do łask (ale bez wychwalania systemu) ogłosiłem, że napiszę lekką symfonię przeznaczoną dla dzieci. Miałem nadzieję, że w ten sposób zasłużę na przychylność władz…

– Wielu z nas robiło podobnie – odezwałem się cicho – z czegoś trzeba było żyć…

– No właśnie, dążąc do uzyskania pieniędzy, a wtedy jedyną na to szansą były państwowe nagrody, zmieniłem nawet finał symfonii, bo powiedziano mi, że musi być optymistyczny i radosny…

– Nie ma w tym nic złego, Siergieju. Optymizmu nigdy nie za wiele…

– No tak, tylko że ja pod przykrywką radosnych, dziecinnych melodii stworzyłem swoją pożegnalną symfonię. Wspominałem dzieciństwo i młodość z perspektywy zdołowanego i schorowanego człowieka czekającego na śmierć. Te radosne wspomnienia cichły we mnie aż do całkowitego wyczerpania baterii i tak właśnie miała się zakończyć ta moja symfonia…

– Ale przecież tak właśnie ją dzisiaj słyszymy… Zegar przestaje tykać! Serce przestaje bić!

– To tylko dzięki Rostropowiczowi. Tuż przed śmiercią poprosiłem Sławę, aby zadbał o to, by przywrócono kiedyś pierwotny finał mojej „Siódmej” i on do tego rzeczywiście doprowadził, za co jestem mu pozgonnie wdzięczny…

– A najgorsze w tym wszystkim było to, że pomimo mojego konformizmu nagrody Stalina i tak nie dostałem. Szkoda, bo to było aż 100 000 rubli…

INSPIRACJA WPISU: