Naprawdę nie wiem, co mam zrobić. Nie znałem Vaughan Williamsa z tej strony…

Już miałem gotowy wpis o jego cyklu pieśni do wierszy Alfreda Edwarda Housemana i zamierzałem go za chwilę opublikować, gdy usłyszałem ciche stukanie do drzwi. Moim wieczornym gościem okazał się właśnie VW…

Był wyraźnie zażenowany tym, że zaskoczył mnie szykującego się do snu, ale po chwili odważył się wejść do środka:

– Bardzo dziękuję za wpis o „Symfonii morza” i za uszanowanie tego, że nie życzę sobie wyjaśniania znaczenia moich kompozycji. Niech muzyka mówi sama za siebie…

Aż stęknąłem…

Miałem już gotowy opis każdej z sześciu pieśni Ralpha, a tu taka niespodzianka…

VW nawet nie zauważył mojej konsternacji i mówił dalej:

– Analizowanie treści jest dość ryzykowne, nawet jeśli korzystamy z poezji. W moim przypadku nauczył mnie tego właśnie Houseman, który miał do mnie ogromne pretensje o skróty w wierszach, o zmianę jego intencji wyrażonych tekstem, a nawet o przeinaczenie ogólnego nastroju, jaki mu przyświecał przy pisaniu kolejnych strof.

– Czułem się wtedy jak skarcony sztubak, ale pomyślałem sobie jednak, że mam absolutne prawo do swoich wizji i nie będę się przejmował krzykami Housemana, święcie wierząc w to, że muzyka sama się obroni.

– Rzeczywiście z dość ponurych wierszy stworzyłem muzykę radosną, pozytywną, wręcz słodką i nikt mi tego nie zabroni.

– Houseman miał inne doświadczenia niż ja. Nie był tak jak ja sanitariuszem na wojnie we francuskich i macedońskich szpitalach, nie stykał się na co dzień ze śmiercią, nie pisał za kolegów pożegnalnych listów do ich ukochanych, nie wielbił i jednocześnie nie przeklinał Boga, a ja z kolei nie byłem naukowcem o chłodnym umyśle, nie przeżyłem wielu bolesnych zawodów miłosnych no i nie byłem gejem…

– Jeśli ktokolwiek myśli, że to błahe różnice, to nie wie, o czym mówi…

Słuchałem Ralpha dość uważnie i po cichu w myślach przyznałem mu rację. Jeszcze zanim skończył, postanowiłem, że usunę wpis z moimi wyobrażeniami o muzycznym wyrazie wierszy Housemana. Najpierw je dokładnie poczytam…

VW mówił wciąż, ale w jego dłoniach pojawiła się mała książeczka…

– Mam nadzieję, że zechcesz zapoznać się z poezją Housemana. Jego wiersze w wielu z nas wyzwoliły bardzo silne emocje. Na ich podstawie tworzyli Butterworth, Gurney, Ireland, Orr, Peel, Berkeley czy Horder. Nie byli to zresztą tylko Anglicy. Do wielbicieli poezji Housemana, których pobudziła ona do skomponowania muzyki, należeli również Amerykanin Barber, Kanadyjczyk Peros, Argentyńczyk Solare, Polak Górecki i jakiś Chanwai z Hongkongu.

– To, co uczyniło te wiersze tak popularnymi to przedstawienie młodzieńczych wyobrażeń o zabójstwie, samobójstwie, nieszczęśliwej miłości, wczesnej śmierci i to gorzkie przekonanie, że życie jest krótkie, bogowie są przeciwko tobie, a największym wrogiem jest czas kończący się wraz z nieuchronną śmiercią. Takie poglądy idealnie pasowały do nastroju młodych ludzi zniewolonych trwającą wtedy wojną.

– Houseman twierdził, że świat, jaki znał, jest okrutny i wrogi, stworzony przez Boga, który go porzucił. Jak powiedział George Orwell „Poetyckie postacie Housemana nie znajdują boskiej miłości we wszechświecie. Stawiają czoła ogromowi przestrzeni i zdają sobie sprawę, że są ofiarami ślepych sił Natury”.

Ralph zamilkł mocno poruszony ostatnimi wypowiedzianymi zdaniami. Po chwili wysunął dłoń ze zbiorkiem wierszy w moją stronę i powiedział cichutko:

– Mam nadzieję, że i ty mistrzu, podobnie jak ja, odnajdziesz pomiędzy tymi pesymistycznymi wersami choć trochę nadziei. Ja znalazłem i dlatego moja muzyka jest inna, niż chciałby ją usłyszeć Houseman.

INSPIRACJA WPISU: