Od rana wszyscy w DNM-ie czekaliśmy na Jessye Norman, a gdy w końcu rozbrzmiało powitalne „Alleluja”, u bram pokazała się dama, której talent zachwycał miliony. Na 200-lecie rewolucji francuskiej to właśnie ona śpiewała Francuzom Marsyliankę na paryskim Placu Zgody, podczas olimpiady w Atlancie wystąpiła na ceremonii otwarcia, a na uroczystościach zorganizowanych po atakach na World Trade Center przejmująco wykonała jedną z pieśni podkreślających dumę ze swojego kraju. Tę dumę okazała również podczas występu uświetniającego inaugurację prezydentury Ronalda Reagana. Dumny sopran Ameryki i świata!

Tak mi się przypomniało, że i o mnie zrobiło się niedawno głośno w Ameryce w kontekście tamtejszych prezydentów. Przy okazji wpisania domu prezydenta Harry’ego Trumana na listę Miejsc Pamięci Narodowej podano do wiadomości, że w gramofonie Magnavox należącym do Trumana znaleziono płytę z moim trio fortepianowym „Arcyksiążęcym” w wykonaniu Isaaca Sterna, Eugene’a Istomina i Leonarda Rose.

Muszę przyznać, że zrobiło mi się miło na myśl, że była to ostatnia muzyka, jakiej słuchał ten współczesny „arcyksiążę”…

Trio, o którym mówię, oczywiście dedykowałem Rudolfowi. Może inaczej potoczyłyby się losy tego dzieła, gdyby łaskawszym okiem spojrzała na mnie śliczna 18-letnia wówczas Teresa Malfatti, siostrzenica mojego lekarza, o której poważnie myślałem nawet jako o żonie. Niestety dostałem kosza i w rozpaczy przeniosłem się na kilka miesięcy do Baden, gdzie leczyłem rany sponiewieranego ducha i próbowałem komponować. Między innymi już wtedy powstały pierwsze szkice tego trio fortepianowego, które ukołysało Trumana.

Trio dokończyłem już w Wiedniu w ciągu kilku tygodni marca 1811 roku. Coraz gorzej słyszałem, a na dodatek z trzech moich dotychczasowych darczyńców najpierw Lobkovitz zbankrutował i uciekł z Wiednia, a później Kinsky zmarł po upadku z konia. Całe szczęście, że powstały z tych powodów deficyt w moim budżecie bez wahania pokrył arcyksiążę Rudolf.

Zrewanżować mogłem się tylko muzyką i szczerze powiem, że byłem mocno zadowolony, bo akurat trio wyszło mi całkiem zgrabnie. Zawsze przy triach fortepianowych problemem stawała się dominacja dźwięku fortepianu nad skrzypcami i wiolonczelą. A ja wpadłem na pomysł, aby złagodzić brzmienie fortepianu dzięki odseparowaniu od siebie lewej i prawej ręki. Stworzyłem dzięki temu iluzję zrównoważonej gry czterech współbrzmiących instrumentów, co mocno wzbogaciło tradycyjne podejście do tria… Arcyksiążę i grający w jego pałacu na prywatnych występach muzycy podkreślali, że to najpiękniejsze fortepianowe trio, jakie dotychczas napisano.

Pierwszy publiczny występ miał miejsce 11 kwietnia 1814 roku w wiedeńskim hotelu „Zum römischen Kaiser” i występ ten zapamiętałem dobrze i boleśnie. Czemu ja się pchałem do fortepianu, skoro nie potrafiłem już nawet ocenić, czy jest ono dobrze nastrojone? Razem ze mną grał Ignaz Schuppanzigh na skrzypcach i Joseph Linke na wiolonczeli i obaj oni nieustannie spoglądali w moją stronę z rysującym się na ich twarzach przerażeniem i niedowierzaniem.

To, że gram tragicznie słyszeli wszyscy poza mną. I koledzy ze sceny i publiczność. Będący na koncercie skrzypek i kompozytor Louis Spohr napisał w swoich pamiętnikach:

To nie był dobry występ. Po pierwsze, fortepian był źle wyregulowany, co było dla Beethovena mało istotne, ponieważ i tak go nie słyszał. Po drugie, z powodu jego głuchoty nie pozostało prawie nic z wirtuozerii artysty, który wcześniej był tak bardzo podziwiany”.

Gdy dotarło do mnie wreszcie, że niszczę w ten sposób własną muzykę, postanowiłem, że nigdy więcej nie wystąpię publicznie. Przekroczyłem własny Rubikon… Odwrotu nie było…

INSPIRACJA WPISU: