Bardzo mnie kusi, by pójść do Schumanna i popytać go o prawdę dotyczącą jego żony Clary, ale powstrzymuje mnie zwykła przyzwoitość. Nie chcę mu sprawiać przykrości dla samego zaspokojenia swojej ciekawości.

Z tego samego powodu nie wypytuję o szczegóły ich związku ani Clary, ani Brahmsa, którzy zachowują się, jakby się nie znali i nigdy nic ich nie łączyło. Świadomie zresztą chcieli ukryć swoje relacje, bo za obopólną zgodą postanowili zniszczyć wzajemną korespondencję między sobą.

Brahms dochował obietnicy, ale Clara kilka jednoznacznie miłosnych listów od Johannesa zachowała, co samo w sobie jest dość wymowne.

Ból sprawiony Schumannowi nie jest wart prawdy, a poza tym prawda ta jest chyba dość mocno złożona.

Wielka miłość Roberta i Clary nie ulegała wątpliwości. Dla przyszłego męża wyrzekła się własnego ojca, a i Schumann przez długie lata jako oszalały miłością romantyk oddychał wyłącznie powietrzem przesyconym swoją ukochaną.

Dla niej żył i dla niej tworzył. Od czasu, gdy spotkał ją po raz pierwszy jako dziewięcioletnią dziewczynkę, coś go przyciągało do niej z narastającą z upływem lat siłą uczucia godną romantycznych egzaltowanych poetów.

Ojciec Clary odmówił mu ręki swojej córki i schował ją przed oczyma Roberta, wywożąc ją najpierw do jej matki mieszkającej z drugim mężem w Berlinie, a gdy ta umożliwiła zakochanym schadzkę, to wywiózł Clarę do zaprzyjaźnionego małżeństwa mieszkającego w Maxen koło Drezna.

Jedyną formą kontaktu pozostały listy i muzyka.

Przy pierwszej sposobności Schumann wysłał do ukochanej sonatę fortepianową, w której umieścił znane im muzyczne cytaty. Aby przesyłka dotarła do rąk Clary, nie podpisał jej swoim nazwiskiem, lecz dedykował ją Clarze pod imionami „Florestana i Euzebiusza”, którzy jak w znanej im obojgu powieści Jeana Paula symbolizowali dwie przeciwstawne natury zakochanego Roberta.

Żarliwy i niemal agresywny Florestan współistnieje w tej sonacie z lirycznym i łagodnym Euzebiuszem, co znalazło swoje potwierdzenie w całym przyszłym życiu Schumanna i było jednym z przejawów męczącej go latami choroby psychicznej.

Sonata wysłana Clarze była „samotnym krzykiem dla ciebie z mojego serca… w którym twoje imię pojawia się w każdym możliwym kształcie”.

Miłość do Clary znalazła zresztą odzwierciedlenie nie tylko w tej sonacie fis-moll, ale zgodnie ze słowami Schumanna zainspirowała ona również Davidsbündlertänze, Kreislerianę, Novelletten i słynny koncert fortepianowy.

Clara troszczyła się o męża, ograniczyła dla niego swoją wspaniale rokującą karierę pianistki, urodziła ośmioro dzieci i dopiero gdy chory Robert na własne życzenie dał się zamknąć w szpitalu psychiatrycznym, a lekarze odseparowali go od żony i dzieci, pozwoliła młodszemu od niej o kilkanaście lat Brahmsowi na wspólne zamieszkanie w jej mieszkaniu w Düsseldorfie.

Śmierć Roberta wyzwoliła jednak w Clarze potrzebę przejścia do historii jako kochająca żona. Zaangażowała się w opracowanie i wydanie całej twórczości zmarłego męża, a w trakcie długotrwałej kariery wybitnej pianistki wielokrotnie premierowo wykonywała kolejne utwory z jego twórczego dorobku.

Czy to wystarczyło?

Wszyscy troje: Schumann, Clara i Brahms od dawna są w Domu Nieśmiertelnego Muzyka, lecz każde z nich mieszka tutaj samotnie. Może lepiej w tej sytuacji nie rozgrzebywać starych ran?

INSPIRACJA WPISU: