To naprawdę niesamowite, jak przypadki rządzą każdą sferą życia.

Gdyby nie to, że kapituła miejska w Avili, średnim kastylijskim miasteczku, w którym urodził się Tomás Luis de Victoria, zakupiła do miejskich zbiorów kilkanaście wybitnych muzycznych dzieł, to chłopiec ten nigdy nie miałby szansy usłyszeć dzieł Despreza czy też Moralesa.

Gdyby nie wczesna śmierć ojca Tomása, to nikt by nawet nie pomyślał, aby walczyć o utrzymanie rodziny składającej się z 13. dzieci, wysyłając najzdolniejszego spośród nich do katedralnego chóru.

Gdyby nie to, że w Avili mieszkał mistrz Cabezón, to być może nikt nie zauważyłby w tym chórze wielkiego talentu Victorii.

Gdyby nie wstawiennictwo Cabezóna, to nikt nie brałby Tomása pod uwagę przy przyznawaniu stypendiów przez samego cesarza Filipa II, co umożliwiło Victorii naukę w Rzymie.

Gdyby nie spotkanie w Rzymie Palestriny, który wskazał Tomása na swojego następcę w Collegium Romanum, to ciężko byłoby o dochodowy etat.

Gdyby nie to, że w klasztorze Ubogich Sióstr św. Klary w Madrycie od dłuższego czasu czekał wakat po Moralesie, to być może Victoria nigdy nie wróciłby do Hiszpanii.

Gdyby nie powrót do Hiszpanii, to Tomás nigdy nie zostałby zauważony przez cesarzową Marię — wdowę po niedoszłym królu Polski Maksymilianie II Habsburgu, synu Anny Jagiellonki, córki Władysława II Jagiellończyka.

I wreszcie, wbrew przypadkom, gdyby Tomás Luis de Victoria nie był muzykiem wybitnym, to nigdy nie zostałby najsłynniejszym kompozytorem ówczesnego hiszpańskiego dworu.

Victoria był całkowicie muzycznie oddany cesarzowej Marii zarówno na jej dworze, jak i w specjalnie zbudowanym dla niej przez jej siostrę Joannę klasztorze Las Descalzas Reales w Madrycie.

Dopiero po śmierci cesarzowej Victoria zrezygnował z dworskich przywilejów i został skromnym klasztornym organistą, przedkładając grę na organach, których budowę sam nadzorował nad dworskie luksusy.

Zanim jednak zrezygnował z cesarskiej służby, spełnił swój ostatni obowiązek wobec cesarzowej, komponując kompletną muzykę do obrzędów żałobnych towarzyszących jej pogrzebowi, z requiem włącznie.

Niespotykaną dotychczas jakością skomponowanego dzieła Victoria urzekł sobie współczesnych i urzeka do dzisiaj. Jego kolega, poeta Pescenio Martin Hasdale napisał w 1605 roku pochwalny pean na cześć Victorii, w którym to z literackim kolorytem napisał tak:

Twoje imię jest zwiastunem twojego zwycięstwa. Zwyciężasz nad smukłymi wzgórzami spowitymi śpiewem Terpsychory, nad pięknymi polami obmywanymi przez szemrzący Tmolus, zwyciężasz w ukwieconych ogrodach Apolla. Zdać by się mogło, że to sam Febus podarował ci swoje chelys ze skorupy żółwia, Orfeusz oddał ci swoją lirę, Arion swoją kitarę, a Amfion obdarzył cię własnym głosem. Pieros raduje się z tego, że jego córki zamienione w ptaki, żyją wciąż w twoim śpiewie, a Muzy, które je pokonały, ty sam podbijasz swoimi melodiami. Zwierzęta, ptaki, skały i kamienie podążają za tobą, a drzewa robią im przejście, gdy słyszą twoją boską grę. Febus, Muzy i Gracje radują się, słysząc, jak śpiewasz i pytają się, czy to sam Orfeusz powrócił do życia. Tak, jak Orfeusz rozpaczał nad utratą Eurydyki, tak jak umierający łabędź lub jak słowik Daulian śpiewający swą pożegnalną pieśń, tak i ty żałobnym głosem powtarzasz lamenty nad zmarłą cesarzową Marią — Panią nas obu”.

INSPIRACJA WPISU: