Wszystko powoli wraca do normy. Perotin, Leonin i Le Chancelier przestali ukrywać się przed Hildegardą, Boyce zaczyna zapominać o Richardis i już rozgląda się za innymi obiektami westchnień, a i ja po wyjeździe Matki-założycielki czuję się jakiś swobodniejszy i spokojniejszy. Nie lubię być kontrolowany nawet wtedy, jeśli towarzyszy temu sympatyczna atmosfera.

Jedynym mocno niezadowolonym z zakończonej już wizyty Hildegardy i Richardis wydaje się de Machaut. Podczas jednego z wieczorów obie zakonnice kilkakrotnie prosiły o ponowny odsłuch Kyrie z jego Mszy i długo nie chciały uwierzyć, że ta piękna czterogłosowa muzyka wyszła spod pióra XIV-wiecznego kompozytora.

Przychodziło im to z tym większym trudem, czemu wcale się nie dziwię, że, podobnie jak większość z nas, pamiętała Guillaume’a jako kompozytora dość nieskomplikowanych ballad. O tym, że „Msza Matki Bożej” rzeczywiście pochodzi od Machauta przekonał Hildegardę dopiero Landini, który wyszukał w Nekronecie potwierdzenie autorstwa tej pięknej mszy. Sam Machaut milczał, jakby się bał skłamać albo jakby się czegoś wstydził…

Ta wspaniała „Messe de Nostre Dame” to pierwsza w pełni zachowana wielogłosowa msza i choć Machaut stworzył ją na potrzeby liturgii odprawianej w katedrze pod wezwaniem Matki Bożej w Reims, w której przez lata był kanonikiem, to jednak jako pierwszy odważył się rozdzielić liturgiczny porządek z jego muzycznym obrazem.

Ta msza to zwarte dzieło do odśpiewania w sposób ciągły – pierwsza kompozycja stanowiąca zaplanowaną jedność niebędącą zlepkiem krótkich muzycznych uświetnień poszczególnych fragmentów mszy. Nikt tak do tej pory nie komponował! To była awangarda, to było pełnoprawne dzieło muzyczne, a nie tylko muzyczna ilustracja…

Machaut do zwyczajowych w mszach trzech męskich głosów (tenor, dyszkant i bas) dodał jeszcze kontratenora, tworząc pierwszą mszę czterogłosową. Awangarda!

Nic dziwnego, że tak bardzo zdumiona była Hildegarda, słysząc tę mszę. Nic dziwnego, że po zachwytach i nieskrywanym podziwie, Machaut zaniemówił z dumy. Na takie zaszczyty czekał ponad 650 lat i, szczerze mówiąc, wciąż wygląda na mocno oszołomionego…

A może to jednak zupełnie coś innego? Może to raczej zawstydzenie, skrępowanie popełnionym błędem?. Machaut poświęcił wprawdzie mszę Matce Bożej, ale przy pierwszej okazji zmienił tę świętą „dedykację” swojej kompozycji i uczynił z niej mszę żałobną ku czci zmarłego brata. Tak bardzo cenił tę swoją mszę, że również na swoim pogrzebie nakazał ją odśpiewać. Kto wie, może dziś trochę mu z tego powodu wstyd…

INSPIRACJA WPISU: