Od kilku tygodni uważnie obserwuję brytyjskich mieszkańców naszego Domu Nieśmiertelnego Muzyka. Chyba nikt nie potrafi lepiej niż oni okazywać dumy noszonej na wysoko uniesionej głowie podczas szczerze odczuwanego smutku…

Powściągliwość w okazywaniu radości widocznej tylko w kącikach oczu Orlando Gibbonsa, Ralpha Vaughana Williamsa, Malcolma Williamsona, Huberta Parry’ego i Edwarda Elgara na pewno przejdzie do legend DNM-u.

Nie zdawałem sobie sprawy, że użycie muzyki każdego z nich podczas uroczystości pogrzebowych królowej Elżbiety II, tak bardzo ich poruszy. Nie przypuszczałem również, że każda sekunda tej ceremonii będzie przez nich tak pilnie obserwowana i komentowana.

To pewnie dlatego tak nisko w pas kłaniają się ostatnio Bachowi, doceniając fakt, że chyba jedyną niebrytyjską muzyką była jego Fantazja c-moll, odegrana w Opactwie Westminsterskim tuż po opuszczeniu jej murów przez kondukt żałobny.

Uważny obserwator angielskich kącików oczu mógł jednak wychwycić również inną ciekawą reakcję i nie była ona już tak szlachetna. Pomimo dbałości o zachowanie politycznej poprawności niejedno angielskie oko zmrużyło sie w grymasie na dźwięk muzyki do „Listu do Rzymian” skomponowanej przez Jamesa MacMillana.

Ewangeliczne marzenie św. Pawła, by „miłość była bez obłudy” nie uchroniło angielskich oczu od czujnego drgnięcia na myśl, że muzykę tę napisał Szkot.

„Miłość” pomiędzy Szkotami i Anglikami jest wręcz legendarna. Symbolicznie można stwierdzić, że już rzymski cesarz Hadrian plądrujący w pierwszym wieku naszej ery Brytanię, musiał uznać odrębność tych dwóch nacji, rozdzielając wyspę murem obronnym, chroniącym wojska rzymskie okupujące południową część wyspy przed nieustannymi atakami niezwyciężonych Piktów z Kaledonii (dzisiejsza Szkocja).

Szkoci do dziś pamiętają, że w krwawej bitwie legionów rzymskich próbujących pokonać Kaledończyków pod Mons Graupius, po stronie najeźdźców walczyli też wierni Rzymowi Brytowie. Piktowie bitwę wprawdzie przegrali, tracąc 10 000 żołnierzy, ale rzymianie i tak nigdy nie opanowali Kaledonii, opuszczając ostatecznie szkockie tereny około 450 roku n.e.

Rolę wroga po Rzymianach przejęli niedługo potem Wikingowie, co z jednej strony doprowadziło do prób zjednoczenia plemion szkockich, a z drugiej, jak to przy jednoczeniu się zazwyczaj w historii bywało, uruchomiło lawinę politycznych zbrodni w „jednoczącej się” grupie.

Jedną ze zbrodni najlepiej opisanych w brytyjskich kronikach dotyczących tamtego czasu jest królobójstwo popełnione przez Makbeta, uwiecznione dodatkowo w niezwykłej tragedii Szekspira napisanej pięć wieków później.

Na tron Anglii wstąpił wówczas Jakub I, który był już królem Szkocji, tytułowanym tam Jakubem VI. Londyn oszalał na punkcie wszystkiego, co kojarzyło się ze Szkocją, a i samych Szkotów w Londynie pojawiło się wielu, podążając za swoim królem.

Szekspir chciał się przypodobać nowemu władcy nie tylko wyborem szkockich klimatów, ale i usunięciem ze swojego dramatu królobójczej roli wspólników Makbeta, którzy, jak się okazało, byli bezpośrednimi przodkami nowego króla.

Dla wystarczającej dramaturgii tej tragedii Szekspira wystarczyły dylematy moralne Makbeta – uzurpatora tronu i jego podjudzającej do popełnienia zbrodni żony.

Charakterologiczna złożoność i dramaturgia losów bohaterów to marzenie każdego twórcy, a Szekspir spełniał te oczekiwania niemalże każdym swym dziełem. Jednym z jego wielkich dziewiętnastowiecznych wielbicieli był Giuseppe Verdi, który dość wiernie skopiował legendę o okrutnym Makbecie i jego cynicznej żonie.

Przy wtórze przepięknej muzyki Verdiego znajdujemy się w pobliżu pola niedawnej bitwy, gdzie grupka czarownic otacza dwóch zwycięskich generałów, jednemu z nich (Makbetowi) przepowiadając, że rychło zostanie królem, a drugiemu (Banco, przodkowi Jakuba I), że jego potomstwo założy przyszłą linię potężnych władców, nie tylko w Szkocji.

Makbet mówi o przepowiedni czarownic swojej żonie i dzieli się z nią wątpliwościami, czy podała i czy zasługuje. Lady Makbet zarzuca małżonkowi tchórzostwo, brak ambicji oraz niedołęstwo, i mocno angażuje się w przygotowanie morderstwa dotychczas panującego Duncana, który miał akurat zagościć w ich zamku.

Popchnięty do zbrodniczego czynu Makbet zabija władcę, zostaje nowym królem, a gdy żona przypomina mu drugą część przepowiedni czarownic o roli Banco, postanawia zabić również jego i całe jego potomstwo. Planu nie realizuje do końca, bo jeden z synów Banco – Fleanzio ucieka przed wysłanymi zabójcami.

Na wieść o śmierci dawnego towarzysza broni Makbet reaguje pierwszymi objawami obłędu. Widzi na swoim tronie ducha Banco, z którym wdaje się w szalony monolog ku przerażeniu żony i gości bankietu wydanego na cześć żyjącego jeszcze wtedy Banco.

Coraz bardziej owładnięty szałem Makbet zwraca się o pomoc do czarownic, które obdarzają go trzema przepowiedniami:

  1. ma uważać na znanego ze swojej mądrości i uczciwości Macduffa;
  2. ma zwrócić uwagę na zagrożenie ze strony kobiet, bo nie jest w stanie skrzywdzić go żaden mężczyzna zrodzony z kobiecego łona;
  3. może czuć się bezpiecznie, dopóki okoliczny las nie podejdzie pod jego zamek.

Makbet z żoną czują się uspokojeni oceną przepowiedni, bo las nie chodzi, a wszyscy mężczyźni muszą być zrodzeni z kobiety. Co do Macduffa rozwiązanie wydawało się im jeszcze prostsze – wystarczy go zabić wraz z całą jego rodziną. Dla pewności trzeba jeszcze dopaść również Fleanzio, któremu udało się zbiec. Spirala zła rozkręca się na dobre.

Zabójcom wysłanym przez Makbeta udaje się zabić żonę Macduffa i jego dzieci, lecz sam Macduff unika śmierci. W akcie zemsty zawiera sojusz z Malcolmem – synem pierwszej ofiary Makbeta, króla Duncana i z zebraną armią rusza przez Las Birnamski w stronę zamku Makbeta, nakazując każdemu z żołnierzy, by skrył się za gałęzią uciętą w lesie.

Szaleństwo dopada w międzyczasie również żonę Makbeta, która lunatykując noc w noc, chodzi po zamku, próbując we śnie zmyć niewidoczną krew ze swych rąk. Makbet w tragedii Szekspira i w operze Verdiego nie przejął się zbytnio ani śmiercią królowej, ani wieścią o zbliżającej się armii Macduffa. Wierzył w przepowiednie czarownic…

Las żołnierzy okrytych gałęziami podszedł pod mury zamku Makbeta. Dochodzi do walki pomiędzy nim a Macduffem, który tuż przed zadaniem śmiertelnego ciosu wyznaje Makbetowi, że zrodzony został w efekcie cesarskiego cięcia. Czarownice nie skłamały, choć całej prawdy też nie powiedziały…

Opera kończy się hymnem na cześć zwycięstwa śpiewanym przez bardów, żołnierzy i szkockie kobiety, a Makbet na wieki stał się symbolem zła.

A co jeśli wizerunek Makbeta utrwalony w powszechnej świadomości przez Szekspira i Verdiego jest nieprawdziwy, co coraz częściej sugerują współcześni historycy?

Podobno to dziadek Makbeta ze strony matki, król Malcolm II, zabił poprzedniego władcę, Kennetha III oraz jego synów, aby obsadzić na tronie swojego wnuka, Duncana I. Tak więc Makbet zabijający króla – uzurpatora przywrócił tylko sprawiedliwość… Jego przyszłe kilkunastoletnie rządy ukróciły anarchię w rosnącej w siłę Szkocji.

Dobre i rozważne rządy Makbeta trwały aż do roku 1057, kiedy to potomek Duncana I wtargnął do Szkocji z liczną armią, na której czele szli… Anglicy.

Czy może dziwić ten „miłosny uścisk” Szkotów i Anglików?

INSPIRACJA WPISU: