Po wyczerpującym maratonie z wariacjami Bacha i operą Donizettiego potrzebowałem odpoczynku od dziesiątek godzin ze słuchawkami w uszach. Przydałoby się coś krótkiego i nieskomplikowanego. To mi dobrze zrobi. A gdy odsapnę chwilkę, to może wieczorkiem odwiedzę Sieriożę? Podobno znowu polubił swoją „Wokalizę”. Ciekawe kto przyczynił się do tej zmiany?

Z rozmów Gaetano i Claudio Abbado dowiedziałem się, że bohaterem opery Donizettiego nieprzypadkowo stał się jegomość Don Pasquale. Jak się okazuje to jedna z tradycyjnych postaci karnawału odbywającego się w Rzymie cechująca się wyrozumiałością i dobroczynnością, i przyznać muszę, że dużo bardziej wolę taką interpretację jego postawy w operze wobec siostrzeńca i jego ukochanej niż naiwność oślepiającą zramolałego starca.

Niezrozumiałą siłą skojarzeń branych z zakamarków pamięci dotarło do mnie, że właśnie znalazłem utwór idealnie pasujący do dzisiejszego mojego samopoczucia. Krótki, nieskomplikowany, a feeryczny i piękny…

W pierwszym odruchu chciałem natychmiast ubrać się i iść do Hectora, ale na szczęście w porę się zreflektowałem. Musiałbym znowu znosić to jego zaślepione uwielbienie, a przecież chciałem odpocząć… Sam sobie poszukam najlepszych wykonań „Karnawału rzymskiego”!

Nie będę musiał ponownie wysłuchiwać całej tej znanej mi przecież od dawna historii, że kilka lat po porażce opery „Benvenuto Cellini” wziął z niej dwa tematy i stworzył na ich bazie fascynującą uwerturę koncertową. Nie będę też musiał udawać, że nie wiem o tym, że tak naprawdę tych samych dwóch tematów użył już wcześniej przed operą w innych dziełach. Każdy z nas tak robił!

Z tym Berliozem to nie tylko ja mam urwanie głowy. Tak bardzo chciał wygrać konkurs Prix de Rome, że startował w nim aż cztery razy, upraszczając coraz bardziej swoją muzykę, a gdy w końcu wygrał i w nagrodę mógł jechać na dwa lata do Rzymu, to krzywił się i stękał, że muzyczny Rzym to jak przedmieścia Paryża.

Gdy już jednak dotarł do Włoch, to większość czasu spędzał w małych miasteczkach i lokalnych wioskach, a samą stolicę Italii odwiedzał dość niechętnie. Najbardziej kusił go czas karnawału w Rzymie. I choć nie był to już taki sam karnawał jak za dawnych czasów, to wciąż żywe były legendy o tym, jak Rzymianie bawili się przed nadejściem postu.

Od „Tłustego Czwartku” do „Tłustego Wtorku” wszyscy mieszkańcy Rzymu niezależnie od swojego statusu mogli bawić się i świętować. W barbarzyńskich czasach najlepszą zabawą było spuszczanie ze szczytu Monte Testaccio wozów załadowanych prosiakami lub młodymi dzikami i obserwowanie jak giną, spadając w przepaść. Ot, taka swoista forma pożegnania się z mięsem (w łacinie: carnem levare) przed rozpoczęciem postu.

Kolejne wieki przyniosły zamianę strącania prosiąt w przepaść na różnorodne wyścigi: półnagich Żydów, których przed biegiem dokarmiano wielkimi ilościami mięsa, by utrudnić im bieg; osłów, byków, karłów, inwalidów oraz upośledzonych umysłowo, w których rzucano, czym popadnie, szturchano i kopano, i podobno taka forma zabawy miała świadczyć o cywilizowaniu się dotychczas barbarzyńskich Rzymian.

Kulminacją wyścigów był bieg nieosiodłanych koni (corsa dei barberi) z Piazza del Popolo do Piazza de Venezia wzdłuż Via del Corso. Barwny opis takich wyścigów zawdzięczamy Aleksandrowi Dumas w jego „Hrabim Monte Christo”. Czy u Berlioza słychać wystrzał armatni rozpoczynający bieg, tętent gnających przed siebie ze strachu koni, wystrzały zwiastujące wygraną jednego z nich i będące sygnałem do wznowienia ruchu na Via del Corso? Być może…

Ostatnim akcentem rzymskiego karnawału była festa dei moccoletti równie pięknie opisana przez Dumasa, który nazwał „świętem błędnych ogników” zabawę sprowadzającą się do przymusu zdjęcia maski zakrywającej twarz przez te osoby, które nie zdołały ochronić swoich świec (moccoli) przed zgaszeniem światła podczas marszu lub biegu na trasie wcześniejszego wyścigu rumaków.

Czy słychać u Berlioza gwar kilkudziesięciu tysięcy osób chroniących ogień swych świec i jednocześnie próbujących zgasić je pobliskim współuczestnikom marszu? Być może…

Nie słyszę natomiast w tej świątecznej w swym charakterze muzyce Hectora odgłosów publicznych egzekucji odbywających się na Piazza del Popolo podczas każdego karnawału z wyjątkowo atrakcyjną dla widzów oprawą. Ciekawe, czy publiczność mogła jak za dawnych czasów darować życie jednemu ze złoczyńców?

Ech, znowu się rozpisałem… Chyba już nie pójdę dzisiaj do Siergieja. Może jutro? Tak, pójdę jeszcze przed śniadaniem, zanim znowu się rozgadam…

INSPIRACJA WPISU: