Coraz bardziej rozwijam się technicznie. Dziś przez kilka godzin korzystałem z nowego dla mnie serwisu streamingowego o nazwie Primephonic i bardzo mi się spodobało jego funkcjonowanie i to, że jest on z założenia nakierowany wyłącznie na muzykę klasyczną. Będzie alternatywą dla Spotify, zwłaszcza że coraz częściej dokucza mi na przykład brak w Spotify nagrań z wytwórni Hyperion, a w Primephonicu są…

Kiedyś, za moich czasów, jeśli chciałeś coś usłyszeć lub zobaczyć musiałeś pakować się w konny powóz i tygodniami przemieszczać setki kilometrów. Do ciebie przyjeżdżali tylko wtedy, gdy byłeś wybitny. Tkwienie w miejscu w zasadzie uniemożliwiało zrobienie kariery. Pozbawiało również wiedzy o tym, co ktoś, gdzieś i jak… Nie to, co dzisiaj, gdy siadam z kieliszkiem dobrego wina, włączam Nekronet i loguję się do dowolnego serwisu przepełnionego muzyką…

Nie podróżowałeś po Europie lub przynajmniej po swoim kraju, to nie istniałeś w społecznym odbiorze. Doznał tego Carl Loewe, wybitny kompozytor, śpiewak i organista, który przez 46 lat swego życia mieszkał w Szczecinie (wówczas jeszcze małym niemieckim prowincjonalnym miasteczku) i choć kilka razy udało mu się poza Szczecin wyjechać, to pomimo wielkiego talentu świata nie zawojował.

Nie da się zrobić Wiednia na prowincji, choć Loewe bardzo się starał. Sprowadził do swego miasta młodziutkiego Mendelssohna i 20 lutego 1827 roku dyrygował w jego obecności światową premierą uwertury do „Snu nocy letniej”, a później wspólnie odegrali koncert Felixa na dwa fortepiany i orkiestrę.

Jako muzyczny dyrektor miasta organizował koncerty, na które zapraszał najpopularniejszych kompozytorów pruskich. Również i mnie zaprosił na szczecińskie prawykonanie mojej „Dziewiątej”, ale szczerze mówiąc, nie chciało mi się jechać aż taki kawał drogi. Źle się czułem, a zresztą pięć tygodni później umarłem i nawet nie wiedziałem, że Loewe obraził się na mnie, nomen omen, śmiertelnie. Pogodziliśmy się dopiero tutaj w DNM-ie.

Carl przyjaźnił się z Mendelssohnem, z Schumanem, Weberem, Hummlem i niewątpliwie wniósł w klimat Szczecina nieco światowego powietrza. I choć zdarzały mu się krótkie wyjazdy do Anglii, Francji, Szwecji i Norwegii to zawsze z utęsknieniem wracał do szczecińskiego gimnazjum, w którym uczył muzyki, greki, historii i biologii, i zawsze z największą radością wracał do kościoła św. Jakuba, w którym grał na swoich ukochanych organach i śpiewał do mszy…

Miał naprawdę piękny głos. Jako chłopiec czyściutkim sopranem wyśpiewywał Mozartową arię Królowej Nocy, a w późniejszych latach delikatnym tenorem i wreszcie subtelnym barytonem oczarowywał publiczność, śpiewając przede wszystkim swoje własne ballady, do których sam sobie przygrywał na fortepianie. Pisał muzykę do wielu wierszy romantycznych poetów jak Goethe, Rückert, Szekspir, Byron czy Mickiewicz, a jego pomysłowy i odważny akompaniament dodawał uroku śpiewowi do tego stopnia, ze Loewe zasłużył sobie na przydomek „Schuberta północnych Niemiec”. Niektórzy nazywali go również „Księciem ballady”, ale tak naprawdę to niewielu pozostawiło go w swojej pamięci.

Głośno o Carlu zrobiło się ponownie w roku 2012, gdy podczas remontu katedry w polskim już Szczecinie w jednym z filarów odnaleziono serce. Nikt nie miał wątpliwości, że to serce Carla Loewe, które zgodnie z jego życzeniem sprowadzono z Kilonii, w której ten wybitny Szczecinianin zmarł i przeniesiono je w pobliże jego ukochanych organów… Wzruszające organy…

INSPIRACJA WPISU: