– Muszę przyznać, że trochę mi głupio – dość dziwacznie rozpoczął rozmowę Joseph.

Spojrzałem na niego tak sugestywnie, że od razu zrozumiał, że nie podejmę wątku bez bliższych wyjaśnień.

– Dopiero Wolfgang mi uświadomił, że z powodu mojego bałaganiarstwa ludzie do dziś szukają mojego trzeciego koncertu wiolonczelowego, choć tak naprawdę napisałem tylko dwa, ale jeden z nich wpisałem do własnego odręcznego katalogu dwukrotnie. No to się naszukają…!

Ci, którzy znają Josepha bliżej, jak na przykład właśnie Wolfgang, wcale nie są takim obrotem spraw zaskoczeni. Doskonale wiedzą, że Haydn komponował, a może lepiej byłoby powiedzieć: produkował ogromne ilości utworów i wielokrotnie nie potrafił ich potem poprawnie skatalogować, całkowicie je czasami pomijając lub przypisując im złe daty i miejsca powstania, błędne tytuły czy nawet tonacje.

Co zabawniejsze Joseph wielokrotnie do katalogu swoich własnych dzieł wpisywał utwory cudze, które wydawały mu się podobne do jego kompozycji…

Jeśli dodać do tego, że ze względu na sławę i popularność Haydna wielu wydawców dla zwiększenia sprzedaży próbowało się „podszyć” pod jego nazwisko oraz to, że sporo utworów zachowało się wyłącznie w kopiach lub odbitkach, to otrzymamy pełen opis galimatiasu ze spuścizną Josepha. Nie bez wpływu na ten stan były również kilkakrotne pożary w pałacu Esterházych, u których Haydn nie tylko pracował, ale i mieszkał.

Właściwe przypisanie dzieł Haydnowi i prawidłowe ich skompletowanie zajmie jeszcze wiele czasu kilku naukowym instytutom i nie zawsze będzie to przypisanie trafne!

– Czy to prawda, że twojego pierwszego koncertu wiolonczelowego szukano ponad 200 lat, aż w końcu znaleziono go przypadkowo w Muzeum Narodowym w Pradze?

– Tak rzeczywiście było i muszę nieskromnie powiedzieć, że powszechnie uznano to za największe muzyczne odkrycie XX wieku…

– Skąd wiedzieli, że to twój?

– Do muzeum w Pradze trafiły stosy papierów przewiezione z małego czeskiego zamku w Radeninie, a wśród nich zapisy nutowe podpisane przez Weigla, jedynego wiolonczelistę orkiestryEsterházych w początkach mojej pracy u nich. Gdy jeszcze powiązano to z faktem, że to ja ściągnąłem Weigla do tej orkiestry i specjalnie dla niego tworzyłem koncert, to wszystko stało się jasne.

– Z tego co pamiętam to Weigl z wdzięczności za ten koncert dwukrotnie uczynił cię chrzestnym swoich dzieci…

– Ano, tak było… I pomyśleć, że gdyby nie jakiś archiwista (Oldřich Pulkert) uwielbiający grzebać w starych śmieciach, to ten koncert całkowicie by przepadł!

– Powiem ci, drogi Josephie, że też bym bardzo żałował. To naprawdę bardzo piękna muzyka!

INSPIRACJA WPISU: