Zawsze wydawało mi się, że klawesyn to przeżytek. Wielokrotnie rozmawiałem z Johannem Sebastianem o jego żalu, że nie doczekał momentu, w którym miałby do dyspozycji profesjonalne fortepiany.

Bach, pomimo tego, że kochał organy i wszelkie odmiany klawesynów, doceniał potencjał nowego instrumentu i intensywnie służył radą producentom, testując ich kolejne prototypy fortepianu.

Do tego stopnia zaangażował się w doradzanie jednemu z pierwszych producentów fortepianów Gottfriedowi Silbermannowi, że nie tylko uczestniczył w procesie ich ulepszania, ale zajął się również promocją i sprzedażą.

W 1747 roku dał w obecności Fryderyka Wielkiego pokazowy występ w Poczdamie na kilku modelach, zakupionych ostatecznie przez dwór pruski, a dwa lata później uczestniczył w sprzedaży jednego z pierwszych fortepianów sprowadzonych do Polski.

Pomimo ewidentnego zainteresowania nowym rodzajem klawiszowego instrumentu, Bach pozostawał wierny przede wszystkim organom i klawesynowi. Umierając, pozostawił po sobie dziesięć sztuk różnych klawesynów, klawikordów i lutni-klawesynów, które w ramach podziału majątku zostały podzielone pomiędzy wdowę Annę Magdalenę i dziewięcioro dzieci z obu małżeństw Bacha. Większość otrzymał najstarszy syn Wilhelm Friedemann, resztę majątku otrzymały inne dzieci, a wdowa po muzycznym geniuszu zmarła dziesięć lat po nim w skrajnej nędzy.

W ramach spadku dzielono też dzieła Bacha. Najmłodszy syn, Johann Christian — dziesiąte dziecko ze związku z Anną Magdaleną, znakomicie zapowiadający się klawesynista, otrzymał sześć suit na instrumenty klawiszowe, które wywiózł do Anglii, gdy w 1762 roku otrzymał zlecenie na napisanie dwóch oper dla londyńskiego Teatru Królewskiego.

W Anglii zyskał sympatię urodzonej w Niemczech królowej Charlotty, stając się jej nauczycielem gry na klawesynie. Stał się tak ceniony, że później otrzymał również posadę nauczyciela dzieci pary królewskiej, a samemu królowi Jerzemu III akompaniował podczas gry na flecie.

Gdy w 1764 roku na roczny pobyt do Londynu przybył ośmioletni Wolfgang Amadeusz Mozart, szybko zaprzyjaźnił się z synem Bacha i był pod wielkim wpływem kompozycji ojca swego nowego przyjaciela, w tym przechowywanych przez niego klawiszowych suit, otrzymanych przy podziale spadku.

Historia zatoczyła koło. Podobnie, jak ojciec, który prowadził akwizycję instrumentów Silbermanna, tak i Johann Christian podjął się podobnej pracy na rzecz ucznia Silbermanna — Johannesa Zumpe, który wraz z kilkunastoma innymi producentami różnych wczesnych fortepianów uciekł z Niemiec do Londynu podczas wojny siedmioletniej.

Mając dostęp do fortepianów Zumpego, które brzmiały jeszcze jak łagodne klawesyny, mógł prezentować suity ojca zarówno w wydaniu klawesynowym, jak i fortepianowym. Kolejne lata spowodowały jednak niemal całkowite wyparcie klawesynu na rzecz kwadratowych fortepianów i ich prostokątnych mniejszych odmian przypominających pianina.

Kolejni klawiszowcy zaczęli odtwarzać na fortepianach dotychczasowe utwory na klawesyn lub organy i tendencji tej poddał się nawet Johann Christian Bach, który w 1768 roku dał pierwszy w Londynie solowy koncert fortepianu, grając między innymi otrzymane kiedyś w spadku po ojcu suity pierwotnie przeznaczone na klawesyn.

Ulegając tej modzie, również ja zacząłem odsłuch suit Bacha od wykonań fortepianowych i choć sprawiło mi to wielką przyjemność, to jednak mimo wszystko czułem jakiś niedosyt. Nie da się ukryć, że jestem starej daty i zwyczajnie i po prostu zatęskniłem za brzmieniem klawesynu. To był strzał w sam środek tarczy.

Kilkanaście klawesynowych wykonań suit sprawiło, że oczyma wyobraźni zobaczyłem Bacha siedzącego przy klawiaturze jednego ze swych instrumentów i drapiącego się co rusz w napudrowaną perukę. Nie miałem takich wizji, słuchając fortepianów…

INSPIRACJA WPISU: