Robiłem wszystko, by zapomnieć o kronice. Bywałem nawet szczęśliwy! Uwolniony od obowiązku, uzyskałem swobodę odkrywania nowego i przyznać muszę, że było to na tyle ciekawe doświadczenie, że obiecałem sam sobie znacznie większą ilość czasu na różnorodną eksplorację…

Polubiłem to nieznane mi wcześniej słowo i z ufną radością neofity przeszukiwałem Nekronet w poszukiwaniu powodów, które pozwoliłyby mi nie wracać do kroniki.

Wysłuchałem wielu ścieżek dźwiękowych do różnorodnych filmów, ze zdumieniem konstatując, że muzyka, która opisuje i ubarwia widziane obrazy, może być równie piękna jak ta, co obrazy te sama z siebie tworzy. Posłuchałem różnych odmian jazzu, rocka, muzyki elektronicznej, nawet metalu, muzyki spod szyldu New Age i wszechobecnego popu i… z każdym kolejnym mijającym dniem tęskniłem coraz bardziej…

Stałem się rozdrażniony, nadpobudliwy i na tyle arogancki wobec innych mieszkańców DNM-u, że nawet nie zauważyłem momentu, w którym naprawdę zostałem sam. Radość z samotności okazała się bardzo krótka i to ja – niedorobiony muzyczny eksplorator, sam zacząłem szukać kontaktów…

Tliła się we mnie ta niespodziewana tęsknota za kroniką, nie, to nieprawda, że za kroniką, tliła się we mnie ta oczywista tęsknota za moją Muzyką w tak desperacki sposób, że nic nie potrafiło jej ugasić…

Po tych słowach wypowiedzianych z samej głębi mojej muzycznej duszy od razu wiedziałem, do kogo iść po pomoc. Przypomniałem sobie, że o czwartej symfonii Carla Nielsena mówiono „Nieugaszalna” i zawsze mnie intrygowało, o co może chodzić w tym tytule. Czemu symfonia miałaby być nieugaszalna?

Nielsena znalazłem na parkowej ławeczce w towarzystwie Richarda Straussa. Nie chciałem im przeszkadzać w rozmowie i postanowiłem minąć ich obojętnie. Nie było mi dane…

– Mistrzu, kiedy będą nowe wpisy w kronice? – usłyszałem Carla, a chwilę potem również Richard ponowił pytanie podobnymi słowami:

– Czekamy na nowe wpisy z nadzieją, że zgodnie z chronologią wspomnisz niedługo właśnie o nas…

Zawróciłem i nie czekając na zaproszenie, przysiadłem na ławeczce, a po chwili, bez zbędnego zagajania zapytałem wprost siedzącego po mej prawej stronie, tuż przy kwitnącym krzaku białych róż, wyraźnie stremowanego Carla:

– O co chodzi z tą „nieugaszalną”?

Nielsen rozbłysnął. Nie potrafił ukryć radości i uśmiechnięty od ucha do ucha natychmiast rozpoczął opowieść, mówiąc szybko i bez przerw, jakby bał się, że coś go powstrzyma:

– Bardzo kochałem swoją żonę, ale… z głupoty wywołanej chucią zdarzył mi się romans z nianią naszych dzieci i wyrzucony z domu przez osiem lat żyłem w stanie rozłąki z Ann Marie. Szukałem sposobów na utrzymywanie z żoną kontaktów, a najlepszym z nich wydawało mi się opowiadanie jej o swojej muzyce.

– W jednym z listów poprosiłem Ann Marie o pomoc w znalezieniu tytułu dla nowej symfonii: „Mam pomysł na nową kompozycję, która nie ma programu, ale wyraża to, co rozumiemy przez ducha życia lub przejawy życia, czyli: wszystko, co się rusza, co chce żyć… po prostu życie i ruch, choć urozmaicone – bardzo zróżnicowane – a jednak połączone i jakby w ciągłym ruchu… Muszę mieć jakieś słowo lub krótki tytuł, żeby to wyrazić… Nie potrafię wyjaśnić, czego chcę, ale to, czego chcę, jest dobre”.

– Ann Marie odpowiedziała mi, że życie jest nie do ugaszenia i podobnie ma się rzecz z prawdziwymi pasjami i uczuciami. Będąc wybitną rzeźbiarką, uznawała sztukę za emanację życia, lecz statyczność jej dzieł nie mogła stanowić bezpośredniego odzwierciedlenia stałego ruchu związanego z przejawami życia. Nie to, co muzyka!

– Uświadomiłem sobie wtedy, że „muzyka jest życiem” i podobnie jak ono również jest „nie do ugaszenia”. „Gdy tylko pojedyncza nuta zabrzmi w powietrzu lub w przestrzeni, jest wynikiem życia i ruchu; dlatego muzyka (i taniec) są najbardziej bezpośrednimi wyrazami żywiołowej woli życia”.

– Inne sztuki tylko prezentują i czasami parafrazują życie, ale muzyka jest nim sama w sobie i powiem to jeszcze raz: jest nie do ugaszenia!

Żeby on wiedział, jak bardzo były mi potrzebne te słowa – pomyślałem o Carlu, a on, przymykając na chwilę oczy, powiedział coś, co usłyszane akurat w tej chwili, zdumiało mnie bezbrzeżnie:

– Moja żona pokazała mi, że nie tylko życie i muzyka mają niezniszczalną moc. Również miłość potrafi być nieugaszalna!!!

Poczułem się jak u siebie w domu. Mój dom to Muzyka. Moje życie to Muzyka. Moja miłość to Muzyka. Mój dom nigdy nie jest pusty! Nawet, wtedy gdy nie ma w nim gości mam z kim rozmawiać, gdy jest ze mną Ona. Nieugaszalna!!! Nie do ugaszenia!!!

INSPIRACJA WPISU: