Jakbym przeżywał déjà vu. Szukając utworów współczesnych, które mogłyby mnie poruszyć, przesłuchałem kilkanaście kompozycji, a potem znów poczułem przemożną potrzebę wizyty u Bacha, jakby na ratunkowej kozetce u psychoanalityka…

Ufałem usłyszanym lub wyczytanym rekomendacjom, ale weryfikując je na własnych uszach, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że częściej chodzi o to, by zadziwić oryginalnością, niż zachwycić muzyką.

Wyboru nie ułatwia mi także postawiony sobie wymóg zachowania chronologii tworzonych kompozycji i chyba nadszedł już czas, by dokonać w tym zakresie istotnej zmiany. Mam nawet pomysł i chętnie bym go skonsultował z matką-założycielką DNM-u, ale Hildegarda z Bingen znów przesunęła termin swojej wizytacji o kolejne dwa miesiące.

Może to i dobrze. Do tego czasu zakończę także chronologiczny układ muzyki dawnej. Jeszcze mi zostało jakieś pięć-sześć zaplanowanych dzieł Johanna Sebastiana i Händla. W sam raz.

Utrzymam kolejność powstawania dzieł z romantyzmu i modernizmu, bo tam widzę ich jeszcze całe setki, ale zakończoną w pierwszym rzucie muzykę dawną, klasycyzmu i współczesną będę dodawał od tej pory całkowicie według swego widzimisię, głównie uwzględniając upominających się przeoczonych i pominiętych. Może wtedy sam znajdę też coś ciekawego również we współczesnej. Pewnie tak będzie i to niejeden raz. Tak, to jest myśl. Nie będę czekał na Hildegardę!

W drzwiach do pokoju Bacha minąłem się z Bernsteinem. Już dawno nie widziałem go tak wzburzonego i poirytowanego. Nawet się nie przywitał…

Widząc Johanna Sebastiana, skinąłem głową w kierunku śladu po Lennym, wymownie wybałuszyłem oczy, a dłonie ułożyłem w wyraźnie widoczne znaki zapytania. Bach, zrezygnowany, machnął tylko ręką i powiedział:

– Po zachwytach nad ścieżką dźwiękową do „West Side Story” pod Dudamelem obejrzał wreszcie również i film, ten od Spielberga i szczerze ci Ludwiku powiem, że nawet mu współczuję. To znaczy nie Spielbergowi, nie, nie, Lenny’ego mi szkoda…

Bach wskazał mi miejsce na ciepłej jeszcze kozetce, ale wyraźnie to jego coś dręczyło i wyglądało na to, że chętnie by się ze mną zamienił miejscami. W końcu odezwał się cichutko:

– Trochę mi wstyd, ale czy po tylu wiekach znajomości wybaczyłbyś mi odrobinę nepotyzmu?

Domyślałem się, o co może mu chodzić, ale nic po sobie nie dałem poznać. Niech się trochę pomęczy, niech trochę postęka, zazwyczaj to ja wiję się na kozetce jak piskorz.

– Pamiętasz, jak pojechałem do Poczdamu do Carla Philippa Emanuela, który był wtedy nadwornym klawesynistą u Fryderyka Wielkiego. Pewnie również dzięki zasługom syna przyjęto mnie wówczas iście po królewsku. Sam król na wieść, że pojawiłem się w sali koncertowej, przerwał swój solowy występ na flecie, objawiając publiczności, że zaszczycił ich swoją obecnością Bach-senior, oprowadził mnie po pałacu, prosząc o przetestowanie wszystkich siedmiu znajdujących się tam klawesynów, a przy jednym z nich, w wyraźnej zmowie z CPE zapodał mi ładny temat, prosząc o improwizację.

– Bawiłem się nieźle, a gdy w następnych dniach obwożono mnie po wszystkich kościołach Poczdamu, abym sprawdził i dostroił znajdujące się w nich organy, odgrywałem kolejne improwizacje na zadany przez króla temat.

– Naprawdę bawiłem się nieźle, bo szybko domyśliłem się, że temat pochodził raczej spod ręki mojego syna, a jeszcze bardziej ubawiłem się, odnajdując w tym temacie podobieństwa do Händla.

– Królowi odwdzięczyłem się szybko. W ciągu dwóch następnych miesięcy opracowałem temat w postaci dziesięciu kanonów, sonaty trio oraz trzy- i sześcioczęściowej ricercar, pięknie wygrawerowałem w miedzi, wydrukowałem i ofiarowałem Fryderykowi, opatrując zbiorek tytułem Regis Iussu Cantio Et Reliqua Canonica Arte Resoluta, co, jak doskonale wiesz, oznaczało temat nadany przez króla, z dodatkami, opracowany w stylu kanonicznym.

– Wiem, wiem, zauważyłem nawet, że akrostych tytułu sprytnie daje słowo ricercar – lekko się żachnąłem.

– Chciałbym też choć trochę odwdzięczyć się synowi. Czy mógłbyś wspomnieć o jego muzyce w kronice – Johann Sebastian kontynuował, lecz był wyraźnie zakłopotany, może nawet leciutko zażenowany. Nie chciałem mu robić zawstydzającej natychmiastowej łaski…

– Niedługo skończę chronologiczny układ muzyki dawnej i w uzupełnieniach na pewno znajdzie się miejsce dla CPE. Pomożesz mi coś wybrać?

Bach-senior uśmiechnął się wdzięcznie, przysiadł przy kozetce, zatarł z zaciekawienia ręce i zapytał:

– No to, czego dzisiaj słuchałeś? XXI wiek?

INSPIRACJA WPISU: