Muszę przyznać, że Furtwängler i Toscanini spisali się bez zarzutu. Żadne z wykonań „Eroiki” z pozostawionej przez nich wczoraj listy nie sprawiło mi zawodu. Wdzięczny byłem im również i za różnorodność wykonań, o jaką zadbali. To był dla mnie bardzo miły wieczór i bardzo miła noc. Słuchałem kolejnych wykonań, ale wciąż nie dawało mi spokoju pytanie zadane wczoraj przez Wilhelma. Czy ja naprawdę czerpię pomysły z niczego, z powietrza… Tak wybrzmiała moja odpowiedź, ale przecież…

Uczestniczyłem w setkach spotkań, podczas których rozmawialiśmy o Napoleonie, obserwowałem setki dam mdlejących na samo jego imię, widziałem setki mężczyzn, w których imię to wzmacniało heroizm i bohaterstwo, i skłaniało ich do wstąpienia do armii…

Przesiąkałem tym imieniem przez lata… Nic więc dziwnego, że podczas któregoś z niewinnych spacerów moja podświadomość podrzuciła mi pomysł z pozornego niebytu…

Przypomniałem sobie Carla Nielsena, który opowiadał mi kiedyś jak to przez całe lata nosił w swojej pamięci dręczliwie utrwalone wspomnienie kolorowego obrazka wiszącego w jakimś wiejskim zelandzkim pubie. Obrazek ten przedstawiał karykatury czterech ludzkich temperamentów i tak bardzo utkwił mu w głowie, że wiele lat później postanowił stworzyć symfonię, która była bezpośrednią odpowiedzią mózgu na błahe przeżycie sprzed lat. Tak właśnie potrafią powstawać pomysły!

Każda z czterech części symfonii Nielsena jest muzycznym szkicem czterech temperamentów: choleryka, flegmatyka, melancholika i sangwinika. Te charaktery przedstawione są tak plastycznie, że mamy tu ewidentnie do czynienia z muzycznym malarstwem!

Choleryk to żywe wspomnienie karykaturalnego szermierza, który dla samej możliwości wymachiwania bronią gotów jest walczyć nawet z powietrzem…

Flegmatyk wyleguje się nad rzeczką pośród śpiewu ptaków, obserwując bezszelestny ruch ryb, grzejąc się w słońcu i od czasu do czasu poprawiając loki rozwiane przez delikatny zefirek…

Melancholik od pierwszego taktu zanurza nas w tajemnicy, a utrzymujące się napięcie przyspiesza rytm serca i choć zwiastuje ból i cierpienie to jednak ostatecznie przynosi ukojenie, aby chwilę później znów zacząć cykl od nowej tajemnicy…

Sangwinik bezmyślnie rzuca się do przodu w pewności, że cały świat należy do niego i tego jego przekonania nie zmienia nawet chwilowe przerażenie, czy aby na pewno…

Słuchałem tej ciekawej symfonii Nielsena i w pierwszej chwili poczułem lekkie uczucie żalu, że tak naprawdę nigdy nie malowałem nutami… Dopiero po chwili przywołałem z pamięci obraz „wielkiego człowieka”, którego bez muzycznego pędzla i bez widocznych barw tak wiernie odmalowałem, że niezależnie od tego, jakie były moje intencje, do dziś miliony słuchaczy widzą w mojej „Eroice” Napoleona Bonaparte…

INSPIRACJA WPISU: