Po raz kolejny przekonałem się, że w potrzebie liczyć mogę przede wszystkim na starych dobrze sprawdzonych przyjaciół. Od kilkunastu dni czuję się bardzo źle, jakby dopadł mnie jakiś zdradliwy wirus i jedynym, który się o mnie zatroszczył (nie licząc dyżurnych kelnerów ze stołówki), okazał się Johann Sebastian.

Każdego wieczoru albo on sam odwiedzał mnie na krótsze lub dłuższe pogaduszki, a jeśli było to niemożliwe, to chociaż przez któregoś z synów przysyłał mi kolejne płyty ze swoją muzyką.

Wysłuchałem w ten sposób wielu wykonań wszystkich jego koncertów klawesynowych, potem „Das Wohltemperierte Klavier”, „Wariacji Goldbergowskich”, „Mszy h-moll”, „Musikalisches Opfer” i „Sztuki fugi” oraz sonat, które korzystając z okazji, podrzucił mi Carl Philipp Emanuel.

Ten drugi z synów Johanna Sebastiana, zwany Bachem berlińskim lub hamburskim, zaskoczył mnie swoją wiedzą na temat serwisów streamingowych dostępnych w Nekronecie.

Ja sam nie zwracałem na to dotychczas uwagi, bo od wielu lat wiernie korzystam ze Spotify, lecz przyznać muszę, że wielce mnie zaciekawiły nowinki przekazywane przez CPE.

Młody Bach umożliwił mi dostęp do serwisów o dziwnych nazwach jak Deezer, Qobuz, Tidal, Apple Music, Amazon Unlimited Music i zasypał mnie dziesiątkami informacji na ich temat. Większości nie zrozumiałem i trudno było mi je spamiętać i przypisać do konkretnej nazwy.

Podobno Deezer ma największy katalog dzieł i przyzwoity dźwięk, Qobuz wyróżnia się najlepszym dźwiękiem spośród wszystkich, ale legalnie nie można go uruchomić w niektórych krajach, a i w DNM-ie nie działa stabilnie, Tidal błyszczy muzyką w jakimś formacie MQA i dźwiękiem przestrzennym, Amazon w jednej firmie łączy porządny streaming i sprawną sprzedaż muzyki, a Apple wykupiło właśnie dedykowany muzyce klasycznej serwis Primephonic i na jego bazie zamierza niedługo uruchomić Apple Music Classical.

Syn Bacha długo zachwalał każdy z serwisów, wiele ciepłych słów poświęcając również Spotify za jego wygodę obsługi i interfejs, cokolwiek to znaczy… Podkreślił jednak, że jeśli nie nastąpi poprawa jakości dźwięku w tym serwisie, to utraci on swoją dominującą pozycję w Nekronecie.

CPE na tyle zaciekawił mnie tymi wiadomościami, że postanowiłem empirycznie sprawdzić każdy z serwisów. Do porównań wybrałem dobrze mi znane koncerty klawesynowe jego ojca, rozsiadłem się wygodnie w fotelu i zacząłem marzyć… o kawie…

W czasach Bacha kawa stała się tak popularna w całej Europie, że w każdym większym mieście kawiarnie powstawały jak grzyby rosnące po deszczu. W Lipsku było ich już wówczas kilka, ale tylko w jednej z nich właścicielem był ambitny i bogaty wielbiciel muzyki.

Gottfried Zimmermann, bo o nim właśnie mowa, udostępnił swój lokal członkom miejscowego Collegium Musicum kierowanego przez Bacha i w każdy zimowy piątkowy wieczór w kawiarni przy Catherinenstrasse położonej w pobliżu Marktplatz odbywały się koncerty studentów lipskiego kolegium.

Latem muzycy i kawosze przenosili się do ogrodu kawowego przed bramą Grimma na obrzeżach miasta, a koncerty odbywały się w każdą środę w godzinach od 16 do 18.

Zimmermann sprowadzał do swojej kawiarni najnowsze instrumenty, a w roku 1733 zakupił trzymanuałowy klawesyn, co stało się ewidentną motywacją dla Bacha, by wiele z istniejących już własnych i obcych kompozycji przetransponować właśnie na ten instrument.

Współczesny mocny klawesyn nie był obcy Bachowi od czasów służby w Anhalt-Köthen. To stamtąd właśnie panujący książę Leopold wysłał Bacha do Berlina do Michaela Mietke, który konstruował nowe klawesyny o skali i brzmieniu pozwalającym tym instrumentom na wyjście z roli cichego akompaniatora. Dzięki nowej konstrukcji klawesyn mógł odgrywać partie solowe i nie był już zagłuszany przez orkiestrę lub inne solowe instrumenty.

Mając do dyspozycji znakomity klawesyn w lipskiej kawiarni Zimmermanna, Bach przetworzył wiele swoich wcześniejszych koncertów pisanych pierwotnie na inne instrumenty. Nie zawahał się również, aby wykorzystać do tego celu również utwory innych kompozytorów, zwłaszcza włoskich.

Jeszcze z czasów pracy w Weimarze pozostały mu nuty przywiezione przez ówczesnego pracodawcę – księcia Johanna Ernsta, który wracając z dwuletniego pobytu w Holandii, przywiózł na swój dwór i przekazał swojemu nadwornemu muzykowi kufer włoskich kompozycji, w tym dzieł Vivaldiego i braci Marcello. Kopiowanie tych utworów było dla Bacha najlepszym uniwersytetem współczesnej kompozycji.

Z kufra przywiezionego z Amsterdamu czerpał pełnymi garściami, tworząc podobne dzieła dla siebie samego, a potem dla swoich synów, a potem dla studentów Collegium w Lipsku, grających przy kawie u Zimmermanna. Często instrumentem solowym stawał się stojący zazwyczaj w rogu kawiarni klawesyn…

Słuchałem koncertów Bacha i przez chwilę zdało mi się, że czuję odzyskany z przeszłości zapach kawy i jej smak. Zamknąłem oczy i trwałem w tym stanie na tyle długo, że zupełnie utraciłem rozeznanie, którego z serwisów słucham. Tidal? Spotify? Qobuz? Co ja powiem jutro, gdy wróci młody Bach?

INSPIRACJA WPISU: