Z nietypową i dość niespodziewaną prośbą zwrócił się do mnie dzisiaj Johann Sebastian. Przysiadł się do mnie podczas poobiedniego deseru, bez pytania poczęstował się ciasteczkiem z mojego talerzyka i ukontentowany pysznym smakiem rzekł, przemycając słowa pomiędzy kolejnymi mlaśnięciami:

– Tkwi we mnie dość mocne poczucie winy. Przyczyniłem się, choć nie bezpośrednio, do pomniejszenia roli Telemanna i trochę mi z tym głupio.

– Zaczynałem swoją karierę w jego cieniu. Moja gaża była zazwyczaj kilkakrotnie niższa od kwot otrzymywanych przez Georga, załapywałem się na dobre posady, jak ta w Lipsku, tylko dlatego, że odrzucał je Telemann. Był moim idolem – Bach aż się uśmiechnął na brzmienie tego nowoczesnego dla niego słowa – był też moim przyjacielem, ojcem chrzestnym Carla Philippa Emanuela, wzorem do naśladowania…

Bach zamilkł, ale ja nie odzywałem się, czując, że najważniejsze słowa jeszcze nie padły.

– Cała twórczość Telemanna poszła w zapomnienie w XIX wieku i to głównie za sprawą moich biografów, którzy wychwalając mnie, krytykowali wszystkich, którzy byli przede mną, a na dodatek każdy ładny utwór z założenia przypisywali mnie. Dopiero później, po kilkudziesięciu, kilkuset latach okazywało się, że niektóre z nich wcale nie były moje, ale właśnie Georga…

– Czuję się wobec niego zobowiązany i dlatego przyszedłem po prośbie. Czy mógłbyś przypomnieć o nim w swojej kronice? On sam jest dość skromny i na pewno nie będzie się chwalił tym, że już za życia jego muzykę grano w całej Europie. Choć trudno w to uwierzyć, ale już wtedy jego utwory dotarły nawet za ocean i grano je w Pensylwanii…

Johann zauważył moje niedowierzanie i szybko dopowiedział:

– Spytaj Händla, on również przyjaźnił się z Telemannem i może, jak sądzę, potwierdzić każde moje słowo…

– Kiedyś rzeczywiście rozmawiałem z Händlem o Georgu, ale mówił mi nie tyle o jego muzyce, ile o pasji, która go opanowała pod koniec życia. Stał się zapalonym ogrodnikiem, a Händel przesyłał mu z Anglii kwiaty oraz nasiona i szczepki przeróżnych roślin. Jedyne zdanie o muzyce Telemanna, jakie usłyszałem od Händla to to, że Georg jest „człowiekiem, który potrafi napisać czterogłosowy motet w czasie krótszym, niż większość ludzi byłaby w stanie napisać list”.

– On był jak maszyna do komponowania. W ciągu swojego życia stworzył ponad 3000 utworów, często znacznych rozmiarów i jak sam mi kiedyś powiedział, nie był w stanie zapanować nad swoim dorobkiem i niektóre dzieła skomponował po kilka razy.

– Widziałem jakąś notatkę w Nekronecie, że współcześni wpisali go w 1998 roku do Księgi Rekordów Guinnessa za największą ilość napisanych kompozycji… Może nie zawsze ilość oznaczała też jakość?

– Nie czepiajmy się aż tak bardzo. Każdemu z nas można znaleźć utwory, których nikt nie wykonuje, oszczędzając nam wstydu…

Spojrzałem na Bacha, a widząc jego wzrok wskazujący, że w każdej chwili gotów jest wymienić moje nieudactwa, uśmiechnąłem się i potwierdzająco skinąłem głową.

– Jeśli chodzi o Georga, to spełnię twoją prośbę, mój mistrzu, bez żadnych zastrzeżeń. Już wtedy, gdy pisałem o koncercie na trąbkę Josepha Haydna i trafiłem przy okazji na przepiękne wykonanie koncertu Telemanna nagrane przez Ludwiga Güttlera, wiedziałem, że umieszczenie tego koncertu w kronice będzie wręcz moim obowiązkiem!

INSPIRACJA WPISU: